o kruchości i sile kobiecości

April 4, 2016 5:00 am

“Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga.” (Łk 1, 30 – Święto Zwiastowania Pańskiego)

Niezwykłe, jak Pan Bóg rozumie kobiety. 🙂 “Nie bój się” potrzebne było, by na świecie pojawił się pod sercem Maryi mały Jezus. Wiadomość dla nas o kobiecości: podatna jest na lęk. Nie tylko lęk o siebie, ale i lęk o innych. W każdej kobiecie jest taka ogromnie krucha część, która potrzebuje usłyszeć “nie bój się”. W wielu okolicznościach. Szczególnie także wtedy, gdy zostaje mamą.

Wspaniale, gdy pierwszym, który powie jej “nie bój się”, jest tata dziecka. A także gdy radość z wieści o macierzyństwie podzieli rodzina, rodzice, znajomi. Zwłaszcza gdy, jak w przypadku Maryi, potrzebna jest drobna korekta planów; gdy Życie przychodzi jako niespodzianka. Wtedy “nie bój się” jest bardzo potrzebne, by nowy człowiek mógł jak najszybciej być otoczony pokojem i bezpieczeństwem miłości.

Lęk zamyka kobietę w sobie i powoduje, że walczy jedynie o przetrwanie w świecie pełnym przeciwności. “Nie bój się” czyni z niej “niewiastę dzielną” – zdolną do dzieł, które przechodzą ludzkie pojęcie. I do takiej też miłości.

I nawet gdyby cały świat stanął przeciw radości zwiastowania, co niestety zdarza się i to nierzadko – zawsze Bóg Ojciec mówi: “Nie bój się”. On, który liczy włosy na głowie i jest gotowy chronić każde życie – i każdą mamę.

m

(niezastąpi)ona

March 9, 2016 5:01 am

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona?  A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. (Iz 49, 15)

Mama jest kimś wyjątkowym: mówi dziecku od początku o tym, że może być kochane kompletnie bezinteresownie, dla samego faktu “bycia”. Że jest chciane dla samego siebie, bez zasług i bez żadnego pragmatycznego kontekstu. Prawdopodobnie żaden człowiek na świecie nigdy już nie będzie nas kochał w ten sposób, choćbyśmy nie wiadomo jak tego pragnęli i za tym tęsknili. I choć zdarza się, że najmniejsze nawet dziecko może być traktowane instrumentalnie, jako spełnienie ambicji czy wypełniacz pustki emocjonalnej w kryzysującym małżeństwie*, to przecież prawdziwe, niezaburzone macierzyństwo daje dziecku poczucie, że jest absolutnie wyjątkowe, wyczekane i wartościowe – bo jest.

Czasem można odnieść wrażenie, że świat bardziej w tej dziedzinie boi się nadmiaru miłości niż jej braku. Zdumiewają mnie teorie, że na przykład “noworodka nie należy nosić, bo się przyzwyczai” – jakby nie był noszony pod sercem przez dziewięć miesięcy i mógł się “przyzwyczaić” do czegoś, co było jego naturalnym sposobem przeżywania bliskości i ruchu. Jakby przytulenie nie było gwarantem jego bezpieczeństwa na resztę życia.

Prywatnie, boję się niedoboru. Obawiam się niedostatku miłości, czułości i beztroski ofiarowanej naszym dzieciom w świecie pełnym zadań i list “do zrobienia”. To Pan Bóg ma potem trudne zadanie, by to wszystko nadrabiać, zastępując mamę. Albo człowiek, który “mamy” nie doświadczył, ma trudne zadanie, by Go w tej roli przyjąć.

Kochajmy, nie żałujmy czasu. 🙂

M

IMG_9451

*więcej o tym w naszej książce

obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa

January 24, 2016 5:00 am

“Obieacj mi, że będziesz szczęśliwa zawsze u mego boku.” *

To wielka ambicja i wielkie pragnienie serca mężczyzny. Żeby jego kobieta była szczęśliwa. Koleżanki będą jej zazdrościć. A ona, uśmiechnięta, będzie ozdobą jego domu.

Bywa, że mężczyzna nie znajduje odpowiednich środków do tego celu. Że daje z siebie wszystko tam, gdzie uważa, że jego miłość wyraża się najbardziej (praca, odpowiedzialność, utrzymanie rodziny) i małżonkowie się w tych znakach miłości mijają. Ale bywa też, że niezależnie od wszystkiego, jedyny komunikat kobiety do mężczyzny to “jestem nieszczęśliwa i to twoja wina”.

Będzie to osobistą tragedią mężczyzny i źródłem wielkiego stresu**. Bombardowany ciągle pretensjami i nieszczęściem żony, której nie potrafi odczarować znanymi sobie metodami, wycofuje się, gaśnie, przestaje podejmować próby.

Mówmy. Nie wtedy, gdy jesteśmy “takie nieszczęśliwe, bo 1, 2, 3…” i wtedy słowa znajdują się same. Mówmy dużo dobrego naszym mężom. Doceniajmy, nie bądźmy skąpe. To paliwo, którego nasi silni chłopcy potrzebują – choć nigdy nie poproszą o nie – by wierzyć, że coś potrafią.

M

*Zespół Train, “Marry Me” (Wyjdź za mnie) z albumu Save Me, San Francisco 2009

**Gary L. Thomas Cenniejsza niż perły

on mnie (nie) kocha

September 7, 2015 5:00 am

Doczytuję “Błękitny zamek” Lucy Maud Montgomery. Za podlotka słyszałam ją w radio, potem kupiłam sobie za młodu, teraz czytała ją córka i ja po niej, dla przypomnienia sobie i bycia w temacie lektur latorośli, zwłaszcza że to w zasadzie książka, którą autorka napisała dla czytelników dorosłych. Powieść ma w sobie wiele uroku, ale znowu zdumiewa mnie charakterystyczna dla tzw. “literatury kobiecej” wizja doskonałego związku i idealnego mężczyzny. Można by streścić ją tak: słabo się znali, gdy się pobierali, ale po ślubie godzinami gadali i ani na krok się nie rozstawali. On czytał jej przy kominku poezje i rozprawy naukowe. A jeszcze piękniej czas im upływał na milczeniu, które było “żywszą jeszcze rozmową dusz” [cytat oryginalny]. I oczywiście niespodzianki, wycieczki, noce spędzane na patrzeniu w gwiazdy.

Rzecz byłaby tylko zabawna, gdyby nie małżeństwa, w których żony pogrążają się w nieszczęściu, bo ich ideał mężczyzny sięgnął bruku, a mężczyźni zamykają się w stresie, że choćby stanęli na uszach, nie są w stanie dać swoim żonom tego, czego one potrzebują.

Może zamiast czekać na sznury pereł i godziny czytania poezji warto nauczyć się nowych zwrotów w języku miłości:

– Wyniosłem śmieci. – Zamknąłem drzwi wejściowe na klucz. – Połóż się wcześniej. – Napijesz się herbaty? – Kupiłem chleb. – Muszę wcześniej wstać do pracy. – Poradzę sobie, nie musisz mi w tym pomagać. – Daj te siatki. – Nie wracaj późno. – Czy coś się stało?

Wszystkie znaczą “Kocham Cię”.

M

a po "odpoczynku" …

September 2, 2015 5:00 am

„Z nastaniem dnia [Jezus] wyszedł i udał się na miejsce pustynne.”(Łk 4,42)

Dzień dobry 🙂

Nie wiem, jak Wy, ale ja zdecydowanie czuję, że bardzo potrzebuję chwili spokoju i odosobnienia. Po wakacjach i odpoczynku potrzebuję chwili … odpoczynku 🙂

Bo wbrew pozorom wakacje to jeden z bardziej wyczerpujących okresów w roku. Nieźle trzeba się przecież nagimnastykować, jak zorganizować opiekę i czas dzieciom przy jednoczesnym wykonywaniu wielu innych obowiązków. Nierzadko służbowych. A nawet gdy poukłada się milion logistycznych zawiłości i dzieci przekaże się pod dobrą opiekę dziadków, wychowawców kolonijnych czy obozowych, to wówczas zamiast odpoczywać pod gruszą, korzysta się z chwili wytchnienia i spokoju i wykonuje się „mały remoncik” w pokoju dziecięcym (przecież szybciej i łatwiej bez ich obecności na pokładzie). I nawet gdy wcześniej dokonało się zakupów „wyprawek szkolnych” dla dzieci, to i tak 1 września, po rozdaniu planów lekcji, okazuje się, że wszystko się gdzieś zapodziało, pochowało i następuje wieczorna gorączka pakowania tornistrów z wizją nieprzygotowania do zajęć szkolnych zaraz pierwszego dnia.

No i to poranne wstawanie… 🙂

Mam wielką potrzebę znalezienia swojego miejsca pustynnego i odpocząć tam choćby przez małą chwilę, nim obowiązki znowu mnie dogonią. Jak ważne są te chwile pokazuje sam Jezus – można wówczas zobaczyć wiele rzeczy i spraw w zupełnie nowej perspektywie. Bożej perspektywie.

Dorota

od córeczki do kobiety

June 28, 2015 5:53 am

Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. (Mk 5, 23)

Ilekroć słyszę fragment o córce Jaira i kobiecie cierpiącej na krwotok, przypominam sobie nie tylko niespodziewane pojawienie się Znajomego Księdza z Polski (i to od razu od ambony w kościele) na naszej 10. rocznicy ślubu we wsi zabitej deskami, gdzie spędzaliśmy pierwsze dni wakacji, ale i niezwykłą homilię do tego tekstu. O dziewczynce i kobiecie. Ale i o ojcu, który przedł drogę od nazywania swojego dziecka “córeczką”, przez “córkę”, aż do “dziewczynki”, jak mówi do niej Jezus. I droga “kobiety” cierpiącej na krwotok do “Córko, twoja wiara cię uzdrowiła”. “Córeczka” swojego ojca, “córka”, “dziewczynka”, “kobieta” i znowu “córka”, ale już Ojca w Niebie. Niesamowite streszczenie kształtowania się tożsamości kobiety. W tle – ofiarność ojca, najpierw przez wielką miłość, potem przez “tracenie” córki i zwracanie jej samej sobie, a potem innym.

Dobrze wiemy, że to pierwsze, ludzkie ojcostwo warunkuje to drugie. Wzrok taty – zostanie uwewnętrznionym na całe życie pierwszym wyobrażeniem o sposobie, w jaki patrzy na dorosłego już człowieka Bóg. Ale nie tylko to. Zdumiewające jest to, że córka może odkryć swoją wyjątkowość, godność, radość bycia “sobą” – swoją właśnie “kobiecość” – poprzez miłość ojca. Gdy doświadcza, jak bardzo jest przez niego kochana. W jego oczach czyta pierwszą prawdę o sobie.

Słyszę coraz częściej od znajomych “tatów” o realizowaniu inicjatywy tato.net, by spędzać czas “jeden na jeden” z córką. Są to wypady razem na wspólne popołudnie czy wieczór w kinie czy restauracji, jutro zaś jeden tata zabiera córkę na kilka dni na kajaki. I jest to niesmaowite tym bardziej, gdy przypominam sobie sytuację z wczorajszego wpisu o kafelku – bo wymaga od ojca przecież nauczenia się zupełnie innego języka, zupełnie nowego świata “dziewczyńskich” przeżyć, wejścia na zupełnie nieznaną planetę.

Wielki szacunek dla tych, którzy próbują. 🙂 O ile emocjonalny brak ojca czyni kobietę “małą dziewcznynką” na jej dorosłe życie (niestety również wydaną na pastwę różnych przypadkowych “ojców”) , bliskie ojcostwo w dzieciństwie daje jej wielką szansę na dojrzałą kobiecość.

M

 

 

kafelek

June 27, 2015 5:00 am

Opowiadał nam zaprzyjaźniony od lat kolega, jak w ramach gospodarczego dnia usiłował uskutecznić zaległy drobny remont łazienki, a konkretnie naprawę brodzika prysznicowego. Rzecz wymagała doklejenia kafli – i gdy już przystąpił do kluczowej procedury całego przedsięwzięcia, to znaczy przyłożenia kafla do nałożonej zaprawy klejowej, okazało się, że kafelek zsuwa się grawitacyjnie w dół. Należało więc na wpół leżąco (używając gimnastyki, na jaką tylko stać człowieka po czterdziestce) ów kafel trzymać i czekać, aż klej minimalnie zwiąże lub też wymyślić jakiś system podpórek.

W tej to sytuacji weszła do łazienki jego nastoletnia córka i powiedziała: “Tato, moje życie nie ma sensu”. A że jest osobą bardzo uczuciową i targaną nastoletnimi emocjami, generalnie podobne stwierdzenia mogą padać naprzemiennie z dużą radością wyrażaną z innego powodu w przeciągu tego samego dnia. Za każdym jednak razem wyrażają jakąś pilną potrzebę.

Bardzo często sobie tę historię przypominam. Po pierwsze, nasze dzieci przychodzą do nas niemal zawsze “nie w porę” – i łatwo przegrać rodzicielstwo, nie rozpoznając, że ich sprawy są ważne. Oczywiście zawsze można poprosić o przełożenie poważnej rozmowy na lepsze okoliczności niż odlewanie wrzątku z ugotowanych ziemniaków, ale “mam dla Ciebie uwagę i czas” to jakiś kluczowy komunikat, który pozwala im czuć się kochanymi dziećmi, nie zaś intruzami w naszym dorosłym życiu.

Drugie, co przychodzi mi na myśl, to “timing” moich kobiecych komunikatów do Andrzeja. Często już w momencie, gdy otwieram usta, by się podzielić głębią swoich przeżyć, wiem doskonale, że stawiam go w sytuacji niemożliwej. To znaczy uniemożliwiającej osiągnięcie minimalnego pułapu skupienia uwagi, by mnie w ogóle usłyszeć. Jak gdy czyta wiadomości, albo niesie na plecach ekogroszek, albo… Plus zawsze niezawodne w takich sytuacjach, kobiece, dociekliwe pytanie: “o czym myślisz”. Kurtyna 🙂

M

 

Fakty

June 10, 2015 5:00 am

Sprzątanie. Poświęcenie. Wyjazd. Takie są fakty. To naprawdę się działo. Czy w tych faktach zamyka się to, co się tutaj stało?

Ruiny starej warowni posprzątane, służyć będą jako drewno na rozpałkę. Nowa warownia stoi piękna, okazała… Jakby na dowód tego, że ruiny są wezwaniem do nadziei i marzeń. I sobie myślę o tych wszystkich ruinach w moim życiu.. Wezwanie do nadziei…

Działo się wiele. Radość i trud wspólnej pracy przy budowie czy na zmywaku. Piękno spotkań jakby przypadkowych. Wiele słów dotykających serca, próśb o modlitwę i dowodów życzliwości. Twórczych pomysłów. Nowych odkryć i inspiracji. A wszystko to za sprawą kilku dni wspólnej pracy i modlitwy.

Całe zaplecze spotkań, modlitwy, życzliwości  i dobroci – to też fakty.

Anna, Gospodyni (Domu Świętej Rodziny w Wisełce [przyp. red.])

 

_DSC9091

 

od kuchni

June 7, 2015 5:00 am

Można by pomyśleć, że podczas tych wyjazdów w okolicach Bożego Ciała, gdy co roku powstają coraz nowsze i bardziej skomplikowane budowle, które służyć mają dzieciom w zdobywaniu nowych umiejętności i cnót, pracują tylko nasi mężowie, czyli dzielni ojcowie. Takie było też i moje założenie – mój mąż jedzie do pracy, a ja będę piła kawę i nadrabiała zaległości towarzyskie.

No i właściwie wszystko się zgadza – towarzystwa nie muszę szukać –  jest zapewnione na kilka godzin dziennie przy… zmywaku. Zjechało się nas tu w końcu 146 osób, co daje w końcowym bilansie dnia 584 talerzy do umycia, 438 szklanek, 1460 sztućców, oprócz tego wazy, dzbanki na herbatę, maselniczki, miseczki, salaterki, podstawki. Umycie zastawy stołowej po każdym posiłku zajmuje więc ładnych kilkadziesiąt minut i bez miłego towarzystwa byłoby to jedno z bardziej przykrych zajęć 🙂 Inne żony towarzystwo znajdują przy garze, obierając 50 kg ziemniaków i 30 kg marchwi. Jeszcze inne „zarywając” noc, tak jak ja w tej chwili, przygotowując na jutrzejszy pożegnalny obiad 30 kg mięsa na pieczeń.

Te cztery dni to też wyjątkowy czas dla wszystkich mam – wszystkie uprawiają jogging. Gdy już ogarną prace porządkowe po posiłkach i w pośpiechu wypiją kawę, a żeby się wyrobić do obiadu, bo obiecało się przecież dzieciom wyjście na plażę, to najpierw trzeba obiec teren ośrodka, żeby odnaleźć swoje latorośla (marzeniem niejednej mamy został pies pasterski, który by zagonił wszystkie zbłąkane dzieci w jedno miejsce), no a później te długaśne na plażę i na lody spacerki 🙂

A na koniec dnia, gdy mężowie po ciężkim dniu pracy, w ramach zasłużonego odpoczynku po ciężkiej pracy, oddają się emocjom stosownym fanom piłki nożnej, kibicując Barcelonie albo tym drugim 😉 – drogie żony układają, ogarniają i doprowadzają do porządku dziatwę.

I tylko nie wiem dlaczego, gdy wieczór nastaje, zmęczona jestem (i wszystkie żony pozostałe), jakbym pół warowni sama postawiła, a przecież tylko piłam tu kawę 🙂

Dorota

unnamed

zdjęcie (1)

zdjęcie (2)

jak kobieta Kobiecie

May 2, 2015 5:05 am

Miejsce akcji: Wisełka, plaża; czas: koniec lata 2012 (i ostatniego turnusu). Świat przedstawiony w moich myślach: trzeba jakoś wrócić do domu, w którym przestało dawno chcieć się mieszkać. Choć wielu ludzi na świecie nie ma dachu nad głową i trzeba być wdzięcznym za każde lokum, nasze malutkie i nieremontowane mieszkanie wyczerpało swoje możliwości.

Na kocu siedząc, grzebię palcami  piasku i rozmawiam z Matką Bożą. Opowiadam Jej jak kobieta kobiecie. Bo już nie wiem, co robić. I mówię jej, że nie umiem tego gospodarstwa domowego już prowadzić. Że nie wiem, jak tam wrócić, w beznadzieję tych czterech kątów. Że gdybym miała szansę zacząć gdzieś od nowa, odnalazłoby się utracone zdrowie i zaginiony zapał do prac domowych i wszystko by rozkwitło na nowo. “Ale przecież my się nigdy nie wyprowadzimy”, kończę naszą rozmowę. I wtedy przychodzi czas Jej odpowiedzi. W tym samym bowiem momencie pod palcami wyczuwam maleńki kamyk. Płaski, obmyty wodą, o wyglądzie chatki z piernika.

Pisząc to siedzę przy stole w naszym nowym domu. Który w stanie surowym dostaliśmy w prezencie. Wprowadziliśmy się we wrześniu zeszłego roku. Obietnica tyle razy wydawała się nierealna, że rozwój wypadków całkowicie nas zaskoczył. Jest w tym domu tyle miejsca dla naszego najmłodszego synka. I tyle dla nas wszystkich radości.

Dziś Jej Święto (przeniesione z jutra). Królowa, wiadomo. Ale wspominam ten moment, gdy spotkały się dwie mamy, dwie “gosposie”, dwie kobiety. Matka od spraw najbardziej codziennych. Niezwykła.

CIMG0540

M