“Mamo, ja jestem brzydka”, informuje mnie nasza córka. “Kto ci to powiedział?”, pytam. Kolega jeden, który zajmuje się rankingiem urody w klasie – tego się dowiaduję.
“Mamo, skąd ja mam wiedziec, jak ja w ogóle wyglądam? Na zdjęciach inaczej, na tych, co sobie zrobiłam komórką – okropnie, w lustrze inaczej – to jak ja wyglądam naprawdę?”
No, myślę, zaczyna się wiek nastoletni i jego trudne pytania. Więc się głowię i opowiadam. Pan Bóg tak to wymyślił, że mamy oczy na swojej twarzy. Gdybyśmy mieli siebie sami oglądać, byłyby teleskopowe, co najmniej jak u ślimaka. Choć wtedy moglibyśmy zobaczyć tylko swoją twarz, bez spojrzenia w oczy. Swoją drogą, jesli tak wielką głębie wypowiadają oczy człowieka, które otwierają coś z samego dna serca, byłby to w rzeczy samej obraz bardzo kaleki.
I pokazuję kamerkę od telefonu. Taka mała, więc nic dziwnego, że w słynnych “selfie” nos rozsadza całą twarz. Taki kąt łapania obrazu. Dochodzę w tej wieczornej rozmowie zresztą do wniosku, że ręka czlowieka też celowo jest tak krótka, by sam nie bbył w stanie zrobić sobie dobrego zdjęcia. Potrzebuje do tego kogoś innego. (Pomijam rozwijającą się technikę radzenia sobie przy pomocy kija, do którego przywiązuje się telefon – a która jeszcze bardziej czyni z nas społeczeństwo – hm, narcyzów?).
I mówię: szukaj, Aniu, prawdy o sobie u ludzi, dla których jesteś ważna. Najpiękniejsze zdjęcia zrobią nam ci, którzy nas kochają. Potem się modlimy na dobranoc i opowiadam jej historię ślicznej dziewczynki, którą Pan Bóg bardzo kocha.
To też bonus do rodzicielstwa. Wiele sobie samej przy okazji układam w głowie.
M