Pozwolić być czyli sprzyjać – o szacunku

April 6, 2017 6:07 am

Zbieżność myśli Karola Wojtyły z myślą Romana Ingardena może na pierwszy rzut oka zadziwiać. Obaj bowiem myśliciele zdają się reprezentować odmienne postawy badawcze. Dla Ingardena, jak wynika to z jego korespondencji z Edytą Stein, niedopuszczalna w nauce, a tym ma być właśnie filozofia, jest wszelka motywacja religijna. Wydaje się, że Ingarden idzie tu za uprzedzeniami naukowego ducha swojej epoki, dla którego religia i wiara – to obszar bezwartościowych poznawczo lub wręcz szkodliwych dogmatów i przeżyć. Cały ten obszar ludzkiego doświadczenia wydaje się dla Ingardena niedostępny. Natomiast impuls naukowy Karola Wojtyły zdaje się pochodzić z tego właśnie doświadczenia wiary, która szuka zrozumienia.

Pomimo tych istotnych różnic istnieje w ich naukowej biografii pewien punkt wspólny. Jest nim fenomenologia. Ingarden to fenomenolog co się zowie – uczeń Husserla, oryginalny myśliciel tej szkoły filozoficznej, twórczo rozwijający ją w obszarze estetyki i ontologii. Karol Wojtyła w swojej twórczości filozoficznej łączy elementy subiektywistycznej metody fenomenologicznej z elementami realizmu tomistycznego. To również wnikliwy czytelnik Maxa Schelera, innego wybitnego fenomenologa z dziedziny etyki i teorii wartości. Wydaje mi się, że to właśnie ów wątek fenomenologiczny pozwala spotkać się filozoficznie Wojtyle i Ingardenowi.

Czym zatem jest fenomenologia? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie w kilku zdaniach. Poza tym nie to jest przedmiotem mojego zainteresowania w tym miejscu. Chciałbym zwrócić uwagę na pewien istotną cechę  tego kierunku filozoficznego, która, jak sadzę, ma znaczenie  nie tylko dla zawodowych filozofów, ale dla każdego człowieka. Chcę mianowicie napisać o szacunku.  Dostrzegam go u źródeł ruchu fenomenologicznego, którego początek datuje się od opublikowania  Badań logicznych Husserla. Na samym początku Husserl charakteryzuje postawię, którą ma w sobie wyćwiczyć każdy, kto chce uprawiać fenomenologię. Fenomenologami mogą być bowiem tylko ci, „którzy wyćwiczyli w sobie umiejętność dokonywania czystego opisu w owym przeciwnym naturze habitus refleksji, którzy zatem pozwalają oddziaływać na siebie stosunkom fenomenologicznym w sposób czysty.” W tym filozoficznym żargonie Husserl opisuje postawę szacunku, która wyraża się w wysiłku („wyćwiczyli w sobie umiejętność ”) zmierzającym do tego, aby to, co chce mi się ukazać, mogło mi się ukazać takim, jakim jest („pozwalają oddziaływać na siebie stosunkom fenomenologicznym w sposób czysty”). Dlatego powinienem wycofać wszystkie swoje uprzedzenia, przesądy i oczekiwania. To kapitalne stwierdzenie. Mam pozwolić temu, co mi się jawi, być tym, czym to coś jest. To intelektualne ćwiczenie ma wiele wspólnego z duchowym wysiłkiem określanym przez mistrzów duchowości jako agere contra – działaniu wbrew naturalnym skłonnościom („przeciwnym naturze habitus refleksji”).

To co w Badaniach logicznych było zaledwie łatwą do przeoczenia wzmianką w dojrzalszym omówieniu metody fenomenologicznej, w Ideach I zostanie określone „zasadą wszystkich zasad”: „każda źródłowo prezentująca naoczność jest źródłem prawomocności poznania, że wszystko, co się nam  w ‘intuicji’ źródłowo (by się tak wyrazić: w swej cielesnej rzeczywistości) przedstawia, należy po prostu przyjąć jako to, jako co się prezentuje, ale także jedynie w tych granicach, w jakich się tu prezentuje.” Postawa fenomenologiczna, którą rozpoznaję jako szacunek, nie jest tylko biernym przyzwoleniem, ale aktywnym przyjmowaniem. Szacunek nie jest obojętnością, ale jest specyficzną formą naszego zaangażowania, która pozwala innym, rzeczom, istotom żywym, ludziom, aniołom i Bogu być tym, czym są ze swej istoty. Heidegger opisuje tę postawę jako sprzyjanie:  „Sprzyjać zaś – jeśli odwołamy się do bardziej pierwotnego znaczenia tego słowa – to: darować istotę. Takie sprzyjanie jest właściwą istotą owej mocy, która nie tylko może zdziałać to lub owo, lecz może pozwolić czemuś ‘istoczyć się’ takim, jakim jest, to znaczy pozwolić mu być. Moc sprzyjania jest tym, ‘na mocy’ czego coś jest w stanie właściwie być.”

Podsumowując. Szacunek jest postawą, która pozwala innym nie tylko być tym czym są, ale wręcz stawać się tym czym są. Pozwalać być, przyjmować i sprzyjać to trzy słowa, w których zawiera się istota szacunku obejmującego całą rzeczywistość. Szacunek to postawa realistyczna, która zbliża rozbieżne na pierwszy rzut oka drogi życiowe i naukowe.

Mariusz Rogalski

Po spotkaniu Przystani Małżeńskiej we Wrocławiu

March 25, 2017 10:18 am

Wczoraj we Wrocławiu po raz kolejny spotkaliśmy się z parami po Programie 1 w ramach “Przystani Małżeńskiej” – przestrzeni wspierającej przemianę relacji po weekendzie JA+TY=MY. Tematem spotkania była “Sobota z marzeń”, albo inaczej wspólne planowanie czytane w kluczu kroku 2 – szacunku i akceptacji dla różnic.

Po wprowadzeniu i odświeżeniu tematu, pracowaliśmy w 3 grupach warsztatowych. Potem pary miały czas na swój dialog przy kawie i cieście (dziękujemy za pyszne słodkie przekąski, przyniesione przez Was!!!).

Chcielibyśmy się podzielić najważniejszymi wnioskami z tego spotkania. Wspólne planowanie jest łatwiejsze, gdy jesteśmy świadomi swoich różnic i szanujemy je. Wtedy łatwiej włączymy w nasz wolny dzień “czas dla nas” – czyli skupiony na mężu / żonie, “czas dla siebie” – którego potrzebuję sam(a) ze sobą, by wrócić do wewnętrznej równowagi i czas, gdy robimy coś z pełnym wsparciem i akceptacją drugiej strony, choć niekoniecznie razem i wspólnie. Szacunek pomaga także wtedy, gdy razem sprzątamy czy pakujemy się na wycieczkę; to on mówi: “możesz to zrobić inaczej niż ja”.

Choć “niezgodność charakterów” jest podawana jako najczęstsza przyczyna rozwodów, to nie różnice sprawiają rozkład relacji, ale nasz stosunek do nich. Można je traktować jako przeszkodę dla MOJEGO planu na nasze życie, ale mogą się stać naszym największym kapitałem i bogactwem; polem dla włączenia poczucia humoru, ciepła i wzajemnego zrozumienia oraz początkiem podróży ku “TRZECIEMU ROZWIĄZANIU” (gorąco polecamy książkę Stephena Coveya pod tym tytułem). Ono nie jest jak kompromis – pierwszy krok do rozpadu związku. Trzecie rozwiązanie to nowa jakość, nowe terytorium, dobro, w którym odnajduje się każde z nas i nasze małżeństwo.

Przygotowaliśmy też dla Was poniżej check-listę ułatwiającą rozmowę o planach.

Dziękujemy za to intensywne spotkanie i do zobaczenia na kolejnym 🙂

Małgorzata Rybak z Trenerami i Organizatorami Centrum FPR we Wrocławiu

Albo trening, albo ja!

March 10, 2017 5:00 am

Mój Ukochany uprawia chyba jeden z bardziej wymagających sportów, jakim jest triathlon. W praktyce oznacza to godziny spędzone na rowerze, basenie, tudzież na treningu biegowym. Długi czas nie mogłam pogodzić się z tą pasją, oskarżając Pawła o egoizm, bo przecież “jak można zamiast wieczoru ze mną czy zabawy z dziećmi wybrać trening?” 🙂 Nieustannie prowokowałam go do dokonywania wyborów, robiąc to oczywiście w bardziej zawoalowanej formie niż proste: “albo trening albo ja” 🙂

Ponieważ nie mam w sobie żyłki rywalizacji, nie mogłam zrozumieć, że można świadomie pchać się na zawody, w których kilkaset ludzi rozpycha się łokciami i jeszcze trzeba za to płacić! Nie przyjmowałam argumentów, że dla Pawła ważne jest przekraczanie granic, ściganie się, pokonywanie własnych ograniczeń. Przekonywałam go, że przecież może sprawdzać się na innych polach i również być szczęśliwym. Temat treningów nieustannie wracał w naszych sprzeczkach. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć.

Na szczęście z pomocą przyszedł program JA+TY=MY. Po pierwsze wyzwolił mnie on z przekonania, że muszę rozumieć motywy Pawła. Okazuje się, że można kogoś wspierać w jego pasji i jego marzeniach, nie do końca je rozumiejąc. Po drugie, uświadomiłam sobie, że próbując udowodnić Pawłowi, że można inaczej (w domyśle – lepiej) realizować cel przekraczania granic, brałam pod uwagę wyłączenie siebie, swoją mapę, swoją wrażliwość i temperament. A gdzie akceptacja różnic? Gdzie szacunek do tego, że druga osoba może postrzegać świat inaczej?

Kiedy poruszaliśmy w trakcie warsztatów temat daru z siebie, pomyślałam, że cudownym darem z siebie może być właśnie wspieranie naszych bliskich w byciu najlepszą wersją siebie, w realizowaniu tego, do czego zostaliśmy stworzeni, co nas uskrzydla i czyni szczęśliwymi. Dlatego postanowiłam, że zamiast próbować rozumieć, po porostu… będę obok – z ciekawością, troską i pomocą. Trzymajcie za mnie kciuki, bo sezon startowy zaraz się zaczyna. 🙂

Ania

cytryny, wędlina, chleb

March 5, 2017 5:00 am

…recytuję do Andrzeja przez telefon. Jest sobota, prawie dwudziesta druga; Andrzej musiał być dzisiaj w pracy, w której nastąpił kataklizm; mnie wzięło wredne przeziębienie. Z końcem dnia probujemy jeszcze złapać to, co uciekło, by przeżyć do poniedziałku.

I gdy Andrzej nie słyszy mojej listy sprawunków, bo mówię za cicho (dzieciaki właśnie posnęły), i powtarzam po raz enty – wracam myślami do tego, nad czym myślę od dawna i co redakcyjna Ania także podniosła w piątek w swoim wpisie o górach i życzliwości: o naszej codziennej komunikacji. Nie o tej wielkiej, w której omawiamy stan naszej relacji, mówimy sobie, jak bardzo się kochamy albo o co mamy do siebie nawzajem żal. Mam na myśli komunikację codzienną. “Zrób przelew”, “kto odbierze dzieci”, “gdzie są klucze od garażu”. I tą mailową, i tą przez telefon, ale też wymiany zdań w codziennych sytuacjach, gdy jesteśmy razem.

Wiadomo, że gdy piszemy czy mówimy do kogoś bliskiego, mniej potrzeba na wstęp i zakończenie, niż w przypadku zwracania się do innych ludzi. Widzimy się z Mężem “cały czas”, a często trzeba załatwić coś szybko. W tych skrótach jest też jednak pewna pułapka i może to nie bliskość sprawia, że idziemy na skróty, ale pewna rutyna i przywłaszczenie sobie drugiego. Staram się bardzo złapać te momenty w naszych wymianach, gdy mogę powiedzieć tak, by prośba była prośbą (nie zleceniem). A może nawet lepiej pytaniem – “czy możesz…?” Uchwycić także te sformułowania, które w moim języku roszczą sobie prawa do wolności drugiego: “miałeś przecież…”, “powinieneś…” No i żeby nigdy nie zabrakło “dziękuję”.

To potencjalnie strefa, gdzie szacunek może w relacji spowodować przewrót kopernikański. Odczuwalny w całym domu. “Tu się z ludźmi rozmawia tak, by nikt nie zapomniał, że jest osobą.” Nawet przy zmywaniu garów czy wynoszeniu śmieci. 🙂

Małgorzata Rybak

Po dwóch stronach gór

March 3, 2017 5:00 am

W ciągu ostatniego miesiąca miałam okazję spędzić kilka dni w Tatrach. Jeden weekend – po polskiej stronie i kolejny – po słowackiej. Przebywając w schroniskach, na szlakach czy stokach narciarskich poczyniłam pewne obserwacje 🙂 ( taką mam przypadłość, że fascynuje mnie obserwowanie ludzi 🙂 ). Zwróciłam uwagę, że sporo małżeństw po stronie polskiej komunikuje się w sposób mało przyjazny. Częsty obrazek jest taki: ona niezadowolona, nawet nie patrzy mu w oczy, nie łapie za rękę, tylko narzeka i całą sobą wyraża dezaprobatę. “Miałeś kupić frytki? Gdzie one są? Ty nigdy o niczym nie pamiętasz! Nie widzisz, że on już jest śpiący? Czemu zapomniałeś gotówki? Nigdy nie można na Ciebie liczyć! No rusz się, zrób coś!” Biedny on, w milczeniu, ze spuszczoną głową znosi te tyrady. 🙁

Na szczęście u naszego sąsiada byłam świadkiem zgoła odmiennych zachowań. Pary siedzą obok siebie, bok przy boku, dzieci są przy nich (a nie pomiędzy nimi). Śmieją się, patrzą sobie w oczy, popiją razem kawę czy piwo. I chociaż nie rozumiałam o czym rozmawiają, to czułam, że są ze sobą blisko i jest im dobrze. Szacunek – to nie jest bowiem tylko to, co słyszymy, ale również to, jak się przy kimś czujemy. Czy jesteśmy akceptowani? Czy czujemy się wyjątkowi dla naszego małżonka? Dlatego tak ważny, obok słów, jest sposób w jaki siadamy, patrzymy na siebie. Nasze ciało to jeden wielki komunikat. Zadbajmy o to, aby mówiło ono: “kocham Cię, jesteś dla mnie ważny, najważniejszy!” Szukajmy sposobu, by być blisko, by spojrzeniem i gestem dać Ukochanemu poczuć naszą miłość i troskę. I to mój apel zwłaszcza do nas kobiet, żeby zwrócić na to większą uwagę.

Ania

Dogonić marzenia

March 2, 2017 5:00 am

W pogoni za marzeniami ludzie robią różne rzeczy – niektórzy sprzedają domy, firmy, rzucają wszystko i jadą na niezamieszkałe wyspy. Inni odkładają co miesiąc, żeby wreszcie sobie kupić coś z Apple’a; jeszcze inni marzenia chowają do szuflady.

Najniebezpieczniejsze marzenia to takie, które chcemy spełniać poprzez innych, przede wszystkim przez dzieci – dlatego bardzo często niestety zdarza się, że to rodzice wybierają swoim dzieciom studia, urządzają mieszkania, wybijają im też z głowy rzucanie piłką, bo przecież wszyscy wiedzą, że jedyny słuszny sposób na piłkę to kopanie i wychowanie na podwórku kolejnego Lewandowskiego czy Messiego. Ciekawe, ilu następnych Jordanów tak zmarnowaliśmy…

Podobnie zresztą działamy w odniesieniu do swoich żon/mężów. Znam małżeństwa, które dzielą swoje pasje – podróże, planszówki, fotografię, narty… I znam tyle samo, gdzie jedna strona ma pasję i chce, by druga strona tę pasję dzieliła, bo „na pewno w końcu jej/jemu się to spodoba; musi to tylko poczuć”. A przecież wcale poczuć nie musi.

Szanujmy siebie, swoje marzenia, marzenia innych, swoją odmienność. Życie jest zbyt krótkie, by gonić za tymi marzeniami, które mogą się okazać koszmarem dla innych.

Łukasz

 

 

co ma smartfon do szacunku

February 28, 2017 5:00 am

Obejrzałam ostatnio fantastyczne wystąpienie Simona Sineka, w którym mówił o telefonach i więziach międzyludzkich. Ok, wiemy już na ten temat wszystko: że w windach, na przystankach i w kolejce do kasy generalnie widać ludzi z telefonem w ręku. Że świat wirtualny wciąga i uzależnia, a także osłabia relacje w realu. Intelektualnie mamy to już dosyć dobrze przerobione. A przecież trzeba kiedyś odpowiedzieć na wszystkie wiadomości i zadać wszystkie zaległe pytania.

Simon zrobił jednak ciekawą rzecz, która – niczym obrazowe ekspertmenty z rekwizytami z Programu JA+TY=MY – pozwoliła odczuć, o co naprawdę chodzi. Poprosił kogoś z widowni o pożyczenie telefonu i poprosił, by zastanowić się, jaki byłby odbiór jego mówienia do publiczności, gdyby trzymał go w dłoni. Potem zaprosił do wyobrażenia sobie sceny, w której ktoś podchodzi do niego na korytarzu zadać ważne pytanie, a on trzymając w ręku smartfona – bez używania go w jakimkolwiek celu – powiedziałby: “w czym mogę Ci pomóc”? Jak poczułaby się ta druga osoba? Wystarczy telefon w dłoni; nie trzeba nawet przeglądać w nim aplikacji czy pisać sms-ów, by od razu wywołać wrażenie, że nie oddaję komuś, kto jest przy mnie, całej mojej uwagi. Telefon bowiem, jak mówi Sinek, w naszych czasach tworzy już  podświadome skojarzenie, że to nie drugi człowiek jest dla nas najważniejszy w danej chwili, ale telefon, w którym coś się może wydarzyć.

Propozycja Sineka – to całkowite wykluczenie telefonów ze stołów, przy których się spotykamy czy jemy razem posiłek; z wszelkich interakcji, w których ważne jest samo spotkanie i bycie, tak w pracy, jak i w domu. W rodzinie tych momentów będzie bardzo wiele.

Schowany w kieszeni telefon – to znak szacunku dla człowieka, z którym jestem. Czy on będzie miał dwa lata, czternaście czy czterdzieści, a może nawet siedemdziesiąt cztery. Szacunek – to sposób pokazania komuś, że jest dla mnie ważny.

Może w przededniu Wielkiego Postu warto odbyć naradę rodzinną o strategiach, które – ograniczając władzę smartfonów nad naszym życiem – zwrócą nas samych sobie nawzajem. 🙂

Małgorzata Rybak

odstęp

February 25, 2017 5:00 am

Pisałam o tym już kiedyś, że mocno zapadła mi w pamięć tabliczka zamieszczana na ostatnim wagonie wrocławskich tramwajów: “zachowaj odstęp”. Czyli: pamiętaj o pewnej odległości, bo inaczej znajdziemy się w niebezpiecznej sytuacji. Jak bardzo się to sprawdza w relacjach, choć wydaje się nieraz, że w małżeństwie to nie jest już konieczne. Że ślub otwiera drogę do takiego zlania się i zmieszania ze sobą, że “odstęp” nie jest już potrzebny.

A przecież jest. To właśnie jego brak powoduje myślenie, że mam kogoś na własność, że druga strona musi spełniać moje życzenia i oczekiwania, zaspokajać wszystkie potrzeby – i że w zasadzie powinno to być jego czy jej życiową misją. A przecież to “odstęp” bardzo pomaga budować zdrowe relacje, zwłaszcza w momentach, gdy – jak pisała wczoraj Ania – pięknie się różnimy. Tak pięknie, że aż może się w głowie zakręcić pod wpływem trudu, jaki różnice wnoszą do naszego świata.

“Odstęp” pomaga zrozumieć, że drugi człowiek może myśleć, mówić i robić inaczej niż ja. I że ta inność nie jest wymierzona przeciwko mnie – również wtedy, gdy jestem oceniana, gdy ktoś ma inne zdanie od mojego czy gdy mnie krytykuje. “Odstęp” pozwala zostawiać krytykę przy krytukującym i powiedzieć “widzę, że masz na ten temat inne zdanie”. Bez konieczności bronienia siebie czy ataku, który mógłby uratować resztki naszej samooceny.

Ten “odstęp”, który możemy nazwać szacunkiem, pomaga na co dzień róznież powstrzymać się przed głupim żartem, wyśmianiem jakiejś słabości albo zawstydzaniem. Przed “rozkazami” i rozliczaniem, przed prawieniem kazań czy byciem “kierownikiem duchowym” dla męża czy żony. Bo przecież te rzeczy bolą w każdej relacji. Szacunek nie tłamsi, on drugiego wzmacnia i afirmuje.

Małgorzata Rybak

Jak pięknie się różnimy

February 24, 2017 5:04 am

Kiedy myślę o szacunku, pojawia się we mnie wiele pytań. Bo czym tak naprawdę jest szacunek ? Wartością? Uczuciem? Czy może jeszcze czymś innym? A czym jest szacunek w relacji? W jaki sposób możemy wyrazić szacunek do Męża/Żony? Mam poczucie, że dla mnie to wciąż temat wymagający codziennej pracy nad sobą i bardzo daleko mi do „ideału”…

Wydaje mi się, że dla mnie chyba najpiękniejszym sposobem wyrażenia szacunku jest dar uważności. Żyjemy w ciągłym biegu, otoczeni mnóstwem urządzeń, starając się łączyć role mamy/ojca; męża/żony, pracownika. Uważność to pokazanie Mężowi: “widzę Cię” – poprzez uśmiech, spojrzenie w oczy, pocałunek na dzień dobry. Zauważanie, czy jest zmęczony, czy radosny, czy może coś go nie boli? Bycie żywo sobą zaciekawionym. Dostrzeżenie („z miłością”:) ) kolejnej cudownej zmarszczki, dodającego szlachetności siwego włosa, nowej, pięknie podkreślającej sylwetkę sukienki, dobrze przyciętej brody.
Zdarza nam się z Pawłem chodzić na ściankę wspinaczkową. Wspólne wspinanie to doskonała lekcja uważności. Najpierw trzeba zadbać o właściwe ubranie sprzętu i tu dobrym nawykiem jest sprawdzanie siebie nawzajem, upewnienie się, czy nasz partner pamiętał o wszystkim, czy dobrze zawiązał linę itp., bo przecież chodzi o nasze bezpieczeństwo. Żeby kogoś dobrze asekurować, trzeba być z tą osobą w stałym kontakcie, cały czas na nią patrzeć, żeby w razie czego wyłapać jej odpadnięcie od ścianki. Osoba asekurująca uważnie słucha komunikatów wspinającego, który np. może potrzebować odpoczynku i trzeba zrobić blok. Znowu osoba wspinająca dba o to, żeby jasno przekazać swoje potrzeby i zawsze upewnia się, że druga strona je dobrze zrozumiała. Jakże potrzebna jest naszym relacjom taka uważność, troska i ciągłe upewnianie się, jak jest. Kiedy rodzi nam się dziecko, przez pierwsze miesiące, kierowani miłością i troską, uważnie je obserwujemy. Śledzimy i świętujemy pierwszy uśmiech, pierwszy głośny śmiech, pierwsze przekręcenie się na plecki. A gdyby tak – chociaż czasami – spojrzeć w ten sam sposób na naszego Ukochanego/Ukochaną? Gdyby próbować odnaleźć w sobie radość z odkrywania siebie i tego jak pięknie się różnimy!

Warto być także szczególnie uważnym na emocje. Czytać nie tylko komunikaty werbalne, ale także te niewerbalne. Uczyć się nazywać i komunikować swoje emocje za pomocą uczuć, a nie intelektu. Konflikty rodzą się na poziomie racji, a nie uczuć; te zawsze są prawdziwe, ale oczywiście bardzo trudno nam ubrać w słowa, to co odczuwamy.

Każdy z nas ma prawo przeżywać emocje na swój sposób. Ja na przykład mam duszę idealistyczną i bardzo często zapalam się do różnych pomysłów i cała nimi „płonę”. Paweł jest z natury pragmatykiem i zwykle ocenia pomysł pod kątem racjonalnych kryteriów. I pomimo że mam tego świadomość i nie powinnam tworzyć w głowie oczekiwań, to bardzo trudno jest mi zaakceptować i uszanować sposób, w jaki on reaguje. Zbyt często złoszczę się, irytuję, czując zawód i rozczarowanie, że on gasi mój zapał i podcina mi skrzydła. 🙂 I tu właśnie potrzeba szacunku i akceptacji różnić. Szacunek zatem to nasze codzienne wybory, to doskonalenie się w umiejętności patrzenia na problem z innej pespektywy niż moja własna. To umacnianie przekonania, że to świetnie, że tak pięknie się różnimy!

Ania

Lotniska

February 23, 2017 4:54 am

 

Nie wiem, czy jest takie drugie miejsce, gdzie można spotkać ludzi z prawie każdego miejsca na świecie, jak lotnisko. We wtorek ruszyłem w kolejną podróż misyjną z naszymi Programami i już to wystarczyło, żeby się znaleźć na 4 lotniskach. Od zdominowanego przez Polaków (lotnisko Chopina w Warszawie), po zdominowane przez Kolumbijczyków – w Cartagenie. Największe jednak było po drodze, w Amsterdamie. Ilość twarzy z całego świata po prostu poraża.

To drugie na świecie lotnisko (podobno po Singapurze), gdzie rzeczywiście zatroszczono się o pasażerów. Jest tyle różnych zakątków, gdzie można wygodnie się położyć (wielkie materace-poduszki), wygodnie odpocząć (rozłożone fotele) czy coś zjeść (od McDonald’s po restauracje z wielu kręgów świata), czego nigdzie indziej nie spotkałem. Wszędzie informacje, ile minut do którego terminala, wszystko czytelnie opisane i zrobione z myślą o pasażerach. Teoretycznie wszędzie powinno być podobnie, bo przecież lotnisko to lotnisko, ale okazuje się, że także w tej dziedzinie można myśleć inaczej. Także z perspektywy potrzeb pasażera, który czasem spędza całe godziny oczekując na samolot (ja miałem prawie 5 godzin oczekiwania).

Szacunek okazywany drugiej osobie wyprowadza nas samych z zamieszkiwania w sobie i pozwala widzieć świat oczami drugiej osoby. Pozwala nam dostrzec nasze różnice i umieć się nimi zachwycić, zamiast na nie się wkurzać. Szacunek jest dla nas samych szansą na przekroczenie siebie i na wzrost.

Z pamięcią o Was

ks. Jarosław Szymczak