Recepta na codzienność

March 27, 2017 7:49 am

Drogę do pracy urozmaicam sobie zaglądaniem w mijane twarze na ulicy. Zauważyłam, że ludzie za mało się uśmiechają.

Poranek jest początkiem dnia, taką niespodzianką, oczekującą na rozpakowanie – a twarze większości ludzi zatroskane, poważne, z wyrzeźbioną prostą kreska warg lub opadającymi ich kącikami ku dołowi. Nie cieszy ich oczekiwanie na to, co przyniesie dzień; wyglądają tak, jakby już rano zaszło dla nich słońce… Przycisk uruchamiający dopływ światła i radości zaginął w kurzu codziennych emocji. Ludzie mijają się na ulicy wpatrzeni w siebie samych, nie w drugiego człowieka. Dalecy i obcy.

Czy sprawił to smog, który z powietrza przeniknął do ludzkich, serc otulając je gęstą mgłą ? Czy to panujący wirus wirtualnego świata, zamykający w kokonie, który odcina nas od życia? Wirus zobojętnienia zatacza coraz większe kręgi, pozbawiając glebę serc najcenniejszych składników – powodując postępujące zwyrodnienia w myślach, sercach, oczach i uśmiechach.

Być może zapominamy,że każdy z nas ma wpływ tylko na siebie samego. Zapominamy, że każdy dzień jest wyborem. Można żyć w otoczeniu czarnych chmur, ale można też wybrać spacer słoneczną stroną życia. Jest taki piękny cytat w Ani z Zielonego Wzgórza: ” jutro jest nowe i wolne od błędów…”

Z okazji nadchodzącej wiosny zapraszam do porzucania stereotypowych zachowań i zabranie się do porannej gimnastyki! Zanim wstaniemy z z łóżka, pomyślmy o 5 rzeczach, za które jesteśmy wdzięczni, np.: zdrowie, samodzielność, przyjaciele, dach nad głową, rodzina… Następnie uśmiechnijmy się do rozpoczynającego dnia i tak już pozostańmy, zauważając innych ludzi dookoła siebie.

Pamiętajmy, że uśmiech pokonuje lęki, stres i jest trampoliną w pogodny dzień. Do zaleceń stosujmy się tak długo, aż staną się nawykiem. : )

Myślę, że w realizacji recepty może nam pomóc modlitwa rozpoczynająca nowy dzień: “Panie, podaruj mi słońce, kwiat, uśmiech, oczy dziecka. Panie, podaruj mi radość.”

Katarzyna Stettner

post – wersja upgrade’owana

March 9, 2017 5:41 am

Post – to “mniej czegoś”.  Napisano już tyle tekstów o “za” i “przeciw” na temat czekolady w Wielkim Poście, że nie będę się przyłączać do debaty. Chciałabym  się podzielić garścią myśli.

Po latach prób i błędów doszłam do wniosku, że nie ma sensu żaden taki post, który powoduje, że jesteśmy jeszcze bardziej skupieni na sobie, poirytowani czy smutni (pomijając post od destrukcyjnych uzależnień, gdzie jakiś stopień irytacji pewnie jest nieodłączną częścią “odwyku”). Zamiast pytać siebie, jakie umartwienie będzie dla mnie naprawdę wyzwaniem, warto zapytać bliskich, czego ode mnie potrzebują. Jakie moje zachowanie jest dla nich szczególnie trudne? To pierwszy krok – zebranie informacji o nas samych. 🙂

Na szczęście bliscy mogą pomóc nam także znaleźć strategię naprawczą: jak byś wolał / wolała, żebym się zachował(a)? Gdy mamy pozytywną alternatywę, można wejść na wyższy poziom postu – postu od tych zachowań, które sprawiają innym przykrość, ból. Dla nas mogą być pierwszym odruchem, więc nie będzie to ścieżka pozbawiona wyzwań.

W rezultacie po czterdziestu dniach takiego poszczenia możemy być naprawdę dobrze przygotowani do świętowania tajemnicy miłości w Wielkim Tygodniu. I cały nasz dom, w kórym wszyscy mają poczucie, że coś się zmieniło. Że jest więcej życzliwości, więcej szacunku, więcej uśmiechu, więcej troski o siebie nawzajem, więcej dobrego słowa, które sprawia, że chce się w tym domu być.

Małgorzata Rybak

A może powrót do treningu…?

March 5, 2017 8:36 pm

Drogie Pary po JA+TY=MY,

Wraz z początkiem Wielkiego Postu proponujemy Wam nowe inspiracje dla Waszego małżeństwa.

We wrześniu 2016 zaproponowaliśmy parom kończącym Program nowy trening umiejętności (przetestowawszy go na parach trenerskich). Tym z Was, którzy kończyli Program wcześniej niż we wrześniu 2016 – proponujemy zmierzenie się z nim. 🙂 Możecie otrzymać 6 kopert (oddzielny zestaw dla Męża i oddzielny dla Żony) z ciekawymi wyzwaniami dziennymi od poniedziałku do soboty. Zdania są proste i stanowią niespodziankę na każdy dzień, a mogą wnieść w relację nowe elementy i postawy.

Po treningu dziennym zapraszamy Was do kontaktu z Waszymi parami trenerskimi (lub którymś z Centrów Fundacji) – zaczniemy Wam wysyłać zadania tygodniowe, równie proste. Ta część wyzwania trwa przez 6 tygodni.

Po nim możecie podjąć NOWE zadania miesięczne – uproszczone w stosunku do poprzedniej wersji. To zaproszenie także dla par, które przeszły już przez koperty. Pamiętajcie, jeśli utknęliście w jakimkolwiek momencie – zawsze możecie wrócić na ścieżkę, poprosić o nowe zadanie tygodniowe albo zrobić stare jeszcze raz. Nie czekając, aż pierwszy ruszy się mąż – albo żona. Trening według kroków z JA+TY=MY w Waszym życiu to Wasza własna praca dla drugiego. Tym bardziej nie powinien być obszarem wzajemnych rozliczeń, ale spojrzenia na to, co JA mogę zrobić dzisiaj. 🙂

By dostać od nas koperty prosimy Was o podanie Waszego adresu korespondencyjnego w formularzu TUTAJ oraz dokonanie wpłaty w kwocie 15 zł (za zestaw dla pary) na konto Fundacji:

Fundacja “Pomoc Rodzinie”, ul. Baczyńskiego 9, 05-092 Łomianki, Bank Zachodni WBK SA, nr konta: 96 1090 1014 0000 0001 3364 9267

z tytułem przelewu: “opłata za zadania kopertowe”.

W przypadku pytań – prosimy piszcie na fpr.lomianki@gmail.com lub fpr.wroclaw@gmail.com

POWODZENIA!

Ucieczka z domu… do domu naszego wnętrza

February 21, 2017 7:04 am

Będąc ojcem czwórki dzieci dobrze zdaję sobie sprawę, że rodzinne życie domowe wymaga dużo wysiłku, zmagań i wyrzeczeń. Daje dużo radości i satysfakcji, ale też przysparza smutków i trudności, które codziennie musimy pokonywać razem z żoną. Wiemy, że siły do tych codziennych zmagań możemy regenerować w naszej dobrej relacji małżeńskiej. Cieszymy się więc, że są sposoby, aby tę relację budować, rozwijać i wzmacniać.

To jest jedna strona naszego życia. Ta związana z domem rodzinnym.

Drugą, nie mniej ważną stroną naszego życia jest dom naszego wnętrza. Miejsce, gdzie każdy z nas jest po prostu sam. Miejsce, gdzie możemy spotkać się z Bogiem. Miejsce, gdzie możemy zdać sobie sprawę, co czujemy i skąd to wynika. Miejsce, gdzie odczuwamy niewyjaśniony smutek, gniew, żal, a nawet lęk. Miejsce, gdzie druga osoba może się znaleźć tylko wtedy, kiedy jej otworzymy drzwi i kiedy zechce przez nie wejść z odpowiednią delikatnością. Miejsce, gdzie powinniśmy się czuć sobą i gdzie powinno także nam być dobrze.

Coraz bardziej jestem przekonany, że obydwa te domy są równie ważne. Dbajmy o nie, spędzając w nich odpowiedni czas. Pozwólmy sobie na chwile samotności w domu naszego wnętrza, aby umocnieni wracać do naszego domu rodzinnego, gdzie będziemy ostoją dla naszych bliskich.

Robert

Stale i wciąż…

January 20, 2017 5:00 am

oddycham, bije moje serce, żyję. Abym żył i wzrastał duchowo, powinienem stale dbać o relacje, nie mogę osiadać na laurach. Każdy dzień, każde spotkanie, każda osoba – to nowe wyzwanie, nowe zobowiązanie, nowa okazja do nowych, lepszych relacji, dzielenia się, obdarowywania, dialogu, zrozumienia. I choć czasem wydaje mi się, ze nie mam nic do powiedzenia, że niewiele po ludzku mogę zrobić – to samo zauważenie tych, których spotykam na mojej drodze każdego dnia już jest nową okazją, nową szansą, nowym otwarciem. Zdarza się, że nie rozumiem, dlaczego kogoś spotykam – dopiero z perspektywy czasu widzę, że to reżyseria Pana Boga. 

Dzisiejszy fragment z Listu do Hebrajczyków kończy się następująco: Ponieważ mówi [Pan] o nowym [przymierzu], wynika z tego, że pierwsze [przymierze] uznał za przestarzałe. Otóż to, co się już przedawnia i starzeje, niebawem przestanie istnieć (Hbr 8, 13).

Nowe przymierze jest przymierzem miłości. Miłość nie przemija, nie starzeje się, trwa (por. Hymn o Miłości). Parafrazując: dialog, relacje, które się przedawniają i starzeją, niebawem przestaną istnieć…

Andrzej O.

 

W dialogu z Panem Bogiem

January 18, 2017 5:00 am

Wróciłem z pustelni do Domu. Po przeszło 10 dniach całkowitej ciszy i bycia sam na sam z Panem Jezusem (ok, wiemy że to nie do końca prawda, 🙂 bo przecież był tam też mój Anioł Stróż i Matka Boża ze  świętym Józefem i kilku jeszcze świętych, ale to lepiej brzmi: “sam na sam z Panem Jezusem”). Oprócz więc dialogu wewnętrznego był jeszcze dialog z Panem Jezusem. Generalnie można ten dialog „załatwić” w swoje głowie. To znaczy, ja mówię do Pana Jezusa w swoich myślach, a On to słyszy. Ale okazało się, że nie do końca to wystarczało; że były takie chwile, że potrzebowałem to jakoś wypowiedzieć, usłyszeć słowa, które miały wyjątkowe znaczenie, bo były kierowanego do Niego. I choć bezsprzecznie słyszał moje myślowe dialogi, to ja potrzebowałem wypowiedzieć swoje słowa głośno. Usłyszeć sam dla siebie, co ważnego chcę powiedzieć Jemu.

Pewnie gdybyśmy pozwolili wypowiedzieć głośno nasze błędne wzorce interpretacyjne w naszym dialogu wewnętrznym, usłyszelibyśmy lepiej, że tą drogą nigdzie nie dojdziemy, że tylko napędzamy w sobie złe emocje i zamykamy się na szansę nawiązania konstruktywnego dialogu. Słowa niosą w sobie ogromną moc. Mogę nawiązać dialog z samym Bogiem, mogę mówić do swojego Stwórcy i Zbawiciela, i mogę rozmawiać z drugim człowiekiem i z moim najbliższym mi człowiekiem – moim mężem czy żoną. Kiedy zatroszczymy się o słowa, one pomogą nam zatroszczyć się o relacje.

Ks. Jarosław Szymczak

inwentaryzacja

January 2, 2017 4:00 am

… przypada w handlu zawsze na pierwsze dni Nowego Roku. I wydaje mi się, że to dobry moment, by spróbować jej dokonać także w moim własnym życiu. Ks. Jarosław, który wybrał się na inwentaryzację wczoraj do pustelni, będzie miał luksus poświęcenia kilkunastu dni i wielu godzin na odczytywanie na nowo tego, co najważniejsze. Ale przecież czas na zatrzymanie można znaleźć i tutaj – by poszukać strategii rozwoju, o których obecny Pustelnik opowiadał we wczorajszym wpisie.

Ja zatrzymałam się nad fragmentem książki*, z której myśli przebijają się do mnie od kilku już lat. Wczoraj szczególnie przemówiło to:

“Przypuśćmy, że zbyt silnie reaguję na zachowanie moich dzieci. Ilekroć zaczynają robić coś, co uważam za niewłaściwe, natychmiast czuję narastający ucisk w dołku. Buduję okopy; przygotowuję się do starcia. Koncentruję się na chwilowym zachowaniu, nie na długofalowym rozwoju i zrozumieniu. Próbuję wygrać bitwę, nie wojnę. Wysyłam swoją amunicję – wzrost, pozycję i autorytet – krzyczę, grożę, straszę lub karzę. I wygrywam. I tak stoję zwycięski pośród gruzów rozwalonych związków, a dzieci – pozornie tylko uległe, a naprawdę zbuntowane, tłumią w sobie uczucia, które kiedyś uzewnętrznią w gorszy sposób.

A przecież (…) chciałbym, aby jego [=dziecka] życie dzwierciedlało raczej uwieńczone zwycięstwem lata uczenia, kształcenia i wychowywania z miłością, niż blizny po ranach z potyczek o szybki efekt. Chciałbym, aby serce i umysł mojego dziecka pełne były przyjemnych wspomnień ze wspólnie spędzanego czasu, który nas złączył. Pragnę, by pamietało mnie jako kochającego ojca, który dzielił radości i trudy dorastania. Chcę, by wspominało, jak przychodziło do mnie ze swoimi problemami i troskami, a ja słuchałem i pomagałem. Chciałbym też, aby wiedziało, że nie byłem bez wad, ale że zawsze się starałem. I kochałem je – może bardziej, niż ktokolwiek na świecie”.

Od kilku dobrych miesięcy przygotowujemy warsztaty, będące uzupełnieniem książki o work-life balance – koncentrujące nas właśnie na tym, by “life” było miejscem rozwoju i spełnienia (może nawet bardziej niż “work”). Bardzo już czekam, by zacząć je w formie pilotażowej testować z pierwszymi chętnymi uczestnikami. Ale do tego potrzeba jeszcze trochę czasu i pracy.

Już teraz głęboko przeżywam odkrywany z całą jasnością fakt, że odpowiedzialność za siebie ponoszę tylko ja (niby oczywiste, ale tak łatwo przychodzi wskazywanie niefortunnych okoliczności, gdyby nie które, to…). Więc i droga od tego, co jest, a co chciałabym, żeby się działo w moim życiu, musi zostać rozpoznana przeze mnie, wyznaczona przeze mnie, pokonana przeze mnie (oczywiście że często z pomocą innych i tylko z pomocą łaski Bożej, ale nawet łaska Boża nie poradzi sobie beze mnie 🙂 ). Zanim wpadniemy w wir wszystkich spraw na wczoraj, warto poświęcić pierwsze chwile stycznia na rekonesans i narysowanie konkretnej mapy od teraźniejszych walk ku lepszej wersji samego siebie. Jako żony, męża, mamy, taty. Nie przejdziemy jej w dwa dni, ani dwa tygodnie i być może pokonanie jej zajmie nam wiele miesięcy i lat, ale bez świadomego wysiłku – nie wyruszymy w tę podróż wcale.

Pięknego i dobrego tygodnia

Małgorzata Rybak

*To “7 nawyków skutecznego działania” Stephena R. Coveya

PS. W ramach inwentaryzacji u początku roku odkurzymy dla Was także kilka tekstów na “Przystani” – przez 5 lat pisania zgroamdziliśmy wiele wartych przypomnienia. 🙂

 

ostatnia prosta przed Świętami

December 19, 2016 5:00 am

…może skłaniać do rachunku sumienia z rzeczy, które jeszcze są do zrobienia.

Uczę się od lat rzucać wyzwanie tej liście. I mimo iż wydaje mi się, że z tak wielu “niezbędnych i koniecznych rzeczy”, które “muszę” lub “musimy” zrobić, zrezygnowałam już i wypadły z katalogu przedświątecznych zmór, to ciągle przygotowania do Świąt są miejscem walki o relacje. Pisałam dwa lata temu o pomyśle ma listę rzeczy, których NIE zrobię już przed Świętami, gdzie lądowały sprawy, bez których po namyśle można się obyć.

I może trochę jak w Opowieści wigilijnej, gdyby miał mnie nawiedzić duch Świąt przeszłych, pokazałby mi 5 rodzajów ciasta, które trzeba było upiec (przy małych wówczas dzisiejszych “starszakach” – nie wiem, jak to było możliwe), 30 prezentów, które trzeba było kupić lub zrobić, samodzielnie malowane kartki bożonarodzeniowe (wrócę do nich na emeryturze) i ozdoby choinkowe… Prane firanki i myte drzwi, nawet jeśli nikt miał nas nie odwiedzić.

Niby nic takiego, ale duch Świąt przeszłych, w czasach, gdy jeszcze mało rozumiałam, skąd się biorą wewnętrzne “przymusy”, pokazałby mi, jak się wówczas czuły nasze dzieci, gdy znikały całkiem z pola widzenia na rzecz lukrowanych kilogramów pierniczków (bo nie umiałam zrobić tylko kilku, by była wspólna przy tym zabawa). Jak czuły się zalęknione, gdy mama była spięta i nerwowa, i najpiękniejsze nawet kolędy z radia nie poprawiały znacząco atmosfery w domu. Może duch Świąt przyszłych zabrałby mnie do domu naszych dorosłych już dzieci i umarłabym ze wstydu, że dla nich przygotowania do Świąt także oznaczają stres.

Od kilku lat już wiem i wykreślam po kolei. W tym roku wita nas ostatni tydzień Adwentu z chorym prawie dwuletnim Pawełkiem, który kaszle całe noce i płacze, i nie pozwoli mi już wyjść na żadne zakupy. Na mycie okien też nie. Przyjmuję tę okoliczność jako dar z Nieba, choć napisanie wpisu na blog odbywa się także w ratach, między bieganiem do niego późnym wieczorem. Ale może Pawełek – po raz kolejny – pomoże mi wygrać z rzeczami do zrobienia i postawić na piękniejsze, bardziej życzliwe, radosne, głębokie i uśmiechnięte relacje w domu. A pod spodem filmik, na którym pokazano wszystkie przedświąteczne “muszę”. 🙂

Małgorzata Rybak

Szacunek przedwojenny…

November 4, 2016 5:00 am

Kiedyś takie słowa usłyszałem w odpowiedzi na moje powitanie. Szacunek przedwojenny – co to jest? Kojarzy mi się z “Kodeksem Honorowym” Boziewicza,  pojedynkami o świcie, żądaniem i dawaniem satysfakcji. Ale szacunek przedwojenny – to także całowanie kobiet i rodziców w rękę, wstawanie, gdy do pomieszczenia wchodzi kobieta. Dzisiaj takie zachowania są raczej w formie szczątkowej. Wobec wszechobecnego równouprawnienia pozbawione są racji bytu. Czy słusznie…?

Szacunek… “Kiedy traktujemy ludzi z szacunkiem, dajemy  im odczuć, że ich bezpieczeństwo, szczęście, a także marzenia, pragnienia i potrzeby są dla nas ważne dlatego, że są ludźmi” (strona www Ruchu Światło-Życie Diecezji Rzeszowskiej).

Program w Bogocie, w Kolumbii, otoczmy naszą modlitwą…

Andrzej O.

 

Wyżej, szybciej, mocniej –

August 12, 2016 5:00 am

altius, citius, fortius – to hasło odnowionego w XIX w. przez barona Pierre’a de Coubertin’a ruchu olimpijskiego. Sportowe współzawodnictwo to ukoronowanie ciężkiej – a raczej konsekwentnej, systematycznej, pełnej wyrzeczeń, codziennej pracy. Wszak trening czyni mistrza. Obserwując bardziej lub mniej dokładnie zmagania sportowców zastanawiam się, w jaki sposób w małżeństwie, w rodzinie, zastosować tę zachętę, wprowadzić ją w życie. Na pewno mogę ją zastosować do siebie – bardziej się starać przekraczać siebie, swoje ograniczenia, niedostatki – właśnie w relacji do najbliższych osób. Współzawodnictwo w małżeństwie, w rodzinie? Nie – raczej współdziałanie, współistnienie – w którym każdy indywidualnie przekracza samego siebie.

Zmagania olimpijskie w Rio budzą refleksję nad moim miejscem w życiu – czy jestem obserwatorem, kibicem, czy uczestnikiem zmagań? Czy, jak mówił papież Franciszek na Campus Misericordiae, nie ma we mnie lęku, by wzrastać, marzyć, tworzyć…? Czy nie mylę szczęścia z wygodą – usadowiony  i zasypiający na dobrej kanapie? Czy, niezależnie od mojego wieku i sytuacji, jestem gotowy i chcę zamienic kanapę “na parę butów, które pomogą mi chodzić po drogach, o jakich mi się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałem” (Franciszek)…?

“Stoczyłem piękną walkę, bieg ukończyłem, wiary nie straciłem. Teraz czeka mnie już tylko sprawiedliwie zasłużony wieniec zwycięstwa”. (2 Tm 4, 7-8). 

Andrzej O.