zanim wejdziesz do labiryntu

March 7, 2017 5:00 am

Pewnie pamiętacie z Programu, że rytuały są zaworem bezpieczeństwa w relacji. Wspólnie spędzane chwile trzymają tę relację przy życiu; pokazują nam, że jest coś więcej niż “sprawy do załatwienia” w naszej codzienności, ale mają do spełnienia także kluczową rolę, gdy przychodzą jakieś wyjątkowo trudne okoliczności, które systematycznie odbierają nam czas (choroby dzieci, awaria w pracy, wyjazdy). Choćby wszystko w naszym życiu zwariowało, to jeśli nauczyliśmy się, by ich pilnować, nasza relacja może na nich “zawisnąć” i z nich czerpać w trudnych momentach.

Podobnie jest z modlitwą. Ogłądałam ostatnio IV część Harry’ego Pottera (postanowiłam zapoznać się z serią z otwartą głową – i, na marginesie, zdecydowanie odradzam ją dzieciom nie z uwagi na jakieś okultystyczne zasadzki, ale dlatego, że filmy zawierają sceny żywcem wzięte z horrorów dla dorosłego widza; im dalsze odcinki, tym mocniejsze i bardziej przerażające). I od Harry’ego jednak dorosły widz czegoś się może nauczyć. W turnieju o puchar czarodzieja best ever zawodnicy muszą przejść ostatni etap – labirynt. I otrzymują wskazówkę: uważajcie, labirynt zmienia tego, który przez niego idzie. I to właśnie ta zmiana jest największym niebezpieczeństwem.

Przyszło mi na myśl, że zwłaszcza gdy dni są pełne wyzwań i trudności, jak ten labirynt – także mogą coś w nas zmieniać. Mogą nami targać i poniewierać, doprowadzać do granic sił psychicznych i fizycznych. Może wyjść ze mnie ktoś, kto już nie reaguje tak, jak mówią wartości, które obrał za swoje. Modlitwa u progu dnia jest tym, co pomaga trzymać pion: fragment ze Słowa z liturgii dnia, które szczególnie dzisiaj może mnie prowadzić. Może jakiś do niego komentarz. Czas spędzony z Panem Jezusem, by mieć pewność, że będzie ze mną, cokolwiek by się nie działo, i przyjdzie z łaską na te najtrudniejsze momenty. To wyposażenie się na drogę przed wejściem w labirynt pracy, spotkań i czasem niemiłych niespodzianek.

Modlitwa – to rytuał budowania relacji z Panem Bogiem, w której bycie razem bierze górę nad działaniem. Im gorzej się dzieje i im mniej mamy czasu, tym bardziej musi pozostać obecny. Od niego będzie zależeć, czy przez labirynt dnia codziennego cało i zdrowo przejdziemy. A On nas może wyposażyć we wszystko, co nam będzie tego dnia potrzebne – by nie tylko “jakoś przetrwać”, ale by to był dobry dzień. 🙂

Małgorzata Rybak

 

W dialogu z Panem Bogiem

January 18, 2017 5:00 am

Wróciłem z pustelni do Domu. Po przeszło 10 dniach całkowitej ciszy i bycia sam na sam z Panem Jezusem (ok, wiemy że to nie do końca prawda, 🙂 bo przecież był tam też mój Anioł Stróż i Matka Boża ze  świętym Józefem i kilku jeszcze świętych, ale to lepiej brzmi: “sam na sam z Panem Jezusem”). Oprócz więc dialogu wewnętrznego był jeszcze dialog z Panem Jezusem. Generalnie można ten dialog „załatwić” w swoje głowie. To znaczy, ja mówię do Pana Jezusa w swoich myślach, a On to słyszy. Ale okazało się, że nie do końca to wystarczało; że były takie chwile, że potrzebowałem to jakoś wypowiedzieć, usłyszeć słowa, które miały wyjątkowe znaczenie, bo były kierowanego do Niego. I choć bezsprzecznie słyszał moje myślowe dialogi, to ja potrzebowałem wypowiedzieć swoje słowa głośno. Usłyszeć sam dla siebie, co ważnego chcę powiedzieć Jemu.

Pewnie gdybyśmy pozwolili wypowiedzieć głośno nasze błędne wzorce interpretacyjne w naszym dialogu wewnętrznym, usłyszelibyśmy lepiej, że tą drogą nigdzie nie dojdziemy, że tylko napędzamy w sobie złe emocje i zamykamy się na szansę nawiązania konstruktywnego dialogu. Słowa niosą w sobie ogromną moc. Mogę nawiązać dialog z samym Bogiem, mogę mówić do swojego Stwórcy i Zbawiciela, i mogę rozmawiać z drugim człowiekiem i z moim najbliższym mi człowiekiem – moim mężem czy żoną. Kiedy zatroszczymy się o słowa, one pomogą nam zatroszczyć się o relacje.

Ks. Jarosław Szymczak

Niedziela Chrztu Pańskiego – albo o “prawdziwym mężczyźnie”

January 8, 2017 5:00 am

“Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On z mocą ogłosi Prawo, nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy.” (Iz 42, 2-4)

Prawdziwy mocarz. Nie będzie wołał, nie będzie podnosił głosu, nie poleci do kolegów szukać poparcia dla swojej wersji wydarzeń, ani nie zamanifestuje, tak żeby usłyszeli sąsiedzi, “kto tu rządzi”. Nie zniechęci się ani nie załamie, nawet jeśli wszystko się sypie. I mimo braku tych wszystkich “dowodów siły”, wszystko zostanie wykonane. Nie przez przemoc i nie dlatego, że tak musi być, bo ja mam rację, ale “dlatego że Bóg był z Nim” (Dz 10, 38).

Bóg, który jest Stwórcą tego świata i ma nad nim wszelką władzę, z nami postępuje kierując się tylko miłością. Gdybyśmy poszli za tym przykładem, jak bardzo zmieniłby się nasz świat, a szczególnie nasze rodziny. Zapanowałaby w nich miłość, współczucie, szacunek, uprzejmość, dar z siebie (zawsze wolny, twórczy i radosny) i troska o dobro współmałżonki czy współmałżonka.

Dzisiejszy świat bardzo potrzebuje takich silnych mężczyzn. Bardzo, ale to bardzo silnych. Ale nie siłą z siłowni (przynajmniej nie tylko), nie silnych przez dominację, ale przez miłość i to taką, jaką nas Bóg umiłował. A więc nie przez przemoc, a przez delikatność. I pielęgnujących w sobie świadomość, gdzie jest prawdziwe źródło tej mocy: “ponieważ Bóg był z Nim” (Dz 10,38).

Kiedy dziś przeżywamy święto Chrztu Pańskiego, możemy odnowić nasze przyrzeczenia chrzcielne i zaczerpnąć z Jego miłości. By stać się podobnym do Niego.

“Wszechmogący, wieczny Boże… spraw, aby Twoje przybrane dzieci, odrodzone z wody i Ducha Świętego, * zawsze żyły w Twojej miłości.” (z Kolekty)

Z serdeczną modlitwą,

Ks. Jarosław

[oryginalny post z 12 stycznia 2014 r., http://fpr.pl/niedziela-chrztu-panskiego/]

rzeczywiście jesteśmy

January 3, 2017 5:04 am

Wydarzyło się to ze dwadzieścia lat temu. W czasie pierwszego wielkiego “kryzysu wiary”  w okolicach klasy maturalnej – i kryzysu wszystkiego: problemy w domu rodzinnym, lęk o przyszłość, kłopoty aż po utratę wagi. Pamiętam Mszę Św. w czasie wakacyjnych rekolekcji i myśl formułowaną z głębi udręki: to niemożliwe, że przychodzisz właśnie do mnie, pojedynczo. To niemożliwe pod każdym względem.

Wracając od Komunii zabłądziłam do “nieswojej” ławki. I gdy uklękłam, moim oczom ukazał się wyryty na ławce gwoździem czy monetą napis: “GOSIA”. Znaczy zależało Mu, żebym wiedziała, że przychodzi właśnie do mnie.

Dziś przypomina mi to deklaracje zakochanych, zostawiane na drzewach: JA+TY=WNM. Wielka Nieskończona Miłość. Choć, jak wiadomo, On posunął się jeszcze dalej – i wyrył moje i Twoje imię na swoich dłoniach (Iz 49, 16). Tych śladów nic nie zatrze. Nic nie sprawi, żeby mógł zapomnieć, byś stał Mu się obcy. Każde Twoje trudne doświadczenie przeszedł w swojej osobistej traumie krzyża, żebyś nigdy nie był sam, żebyś zawsze czuł się kochany.

“Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy.” (1J 3, 1)

Małgorzata Rybak

[oryginalny tekst ukazał się 3 stycznia 2014 r.; http://fpr.pl/rzeczywiscie-jestesmy/]

mocne strony

October 27, 2016 5:00 am

„Bo wiesz, mamo, tato tak dobrze wszystko tłumaczy, chociaż Ty więcej wiesz – to taka jego mocna strona, a Twoją mocną stroną jest to, że pięknie czytasz książki i zawsze, kiedy sama czytam, wyobrażam sobie Twój głos.”

Ciekawe, co skłoniło do takiej analizy mocnych moich stron naszą ośmioletnią córkę. 😉

Skądinąd bardzo miła i intrygująca ta analiza; nie myślałam nigdy o tym, tym bardziej, że w dzieciństwie miałam kłopoty z czytaniem. Ciepło na sercu mi się zrobiło, że coś, co było kiedyś moim utrapieniem, teraz, w oczach naszego dziecka jest moim atutem. Wiec jednak coś, co nam doskwiera, przeszkadza, może się bardzo zmienić na coś dobrego. I nawet święty Paweł o tym pisał, że „moc w słabości się doskonali”( 2 Kor 12, 9).

A dzisiaj św. Paweł w innym liście mówi: „W końcu bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi.” (Ef 6,10) Wzmacnia to, o czym pisał w liście do Koryntian. Bo Bóg potrzebuje nas, takich jakimi jesteśmy, aby objawiła się Jego moc. Aby to Bóg i właśnie Jego moc była naszą mocną stroną!

Dorota

Wszystko jest możliwe

October 26, 2016 5:00 am

Nie wiem czy mieliście już w rękach najnowszy numer „Gościa Niedzielnego”? Moją uwagę przykuł artykuł ks. Tomasza Jaklewicza o abp Fultonie Sheenie*. Prowadził on katechezy dla dorosłych w telewizji, które emitowane były co tydzień i miały szerokie grono odbiorców. Można rzec: zaskakujące! Jak on to robił? Okazuje się, że naturalnie, bo ten „telewizyjny biskup” posiadał szczególny dar przekazywania wszystkim Dobrej Nowiny, tłumaczenia zrozumiałym językiem prawd wiary. Żałuję, że nie miałam okazji ich obejrzeć. Ale po przeczytaniu kawałka książki ks. abp Fultona, można dostrzec, że jest on wyjątkową osobą, żyjącą Ewangelią, z pasją i autentycznością o niej mówiącą. Ten autentyzm jest kluczem.

Chciałoby się posiadać taki talent. I dzięki Bogu są tacy niezwykli ludzie pośród nas, których życie i czyny sprawiają, że nasza wiara rośnie i pragniemy iść za ich przykładem.

Przywołane w artykule zdanie ks. Tischnera świetnie oddaje ideę posługi abp Fultona: „To nie wiara jest złożona, a my prości, ale my powikłani, a wiara prosta”. Myślę, że to jest wskazówka do pójścia Bożą ścieżką. Zamiast się zastanawiać, jak świadczyć o Jezusie, po prostu starać się żyć Jego nauczaniem, a On załatwi resztę.

I tak jakiś czas temu zdarzyło mi się zobaczyć coś niebanalnego na jednej z olsztyńskim ulic. Stoję samochodem w korku, a obok mnie przejeżdża wielka, czerwona ciężarówka z białym napisem: Everything is possible for him who believes (Mk 9,23). Uśmiech sam się pojawił i takie poczucie, że Ten u góry trzyma rękę na pulsie. Wielkie brawa dla właściciela tej firmy transportowej, że „wozi” Słowa Życia po całej Europie 🙂

Ola

everything-is-possible-for-him-who-believes

Link do artykułu znajdziecie TU.

Trafiona miłością

August 31, 2016 5:00 am

Myśląc nad tematem dzisiejszego wpisu zaczęłam wspominać ostatni okres. Był to czas wakacyjny, pełen wrażeń, ale też błogiego spokoju, wyjazdów, spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Uśmiecham się do siebie, bo jestem wdzięczna Bogu za to, co nam ofiarowuje. Cieszę się, że te chwile mamy zachowane nie tylko w sercu, ale też w kadrze. Nasz rodzinny album bardzo się powiększy 🙂

Ale wracając do tego, co mi na myśl przyszło, gdy szukałam tematu: „Trafiona przez piorun” dr Glorii Polo i ten tytułowy piorun, który nie raz strzela w nasze życie i budzi. Niedawno byli u nas znajomi z Warszawy i tak rozmawiając na różne egzystencjalne tematy, podzielili się wrażeniami po przeczytaniu „Trafionej…” Oczywiście pożyczyłam od nich tę książkę i zaraz zabrałam się do czytania.

To niesamowite doświadczenie kobiety, która doznała uzdrowienia swojego ciała, spalonego przez piorun, ale też uzdrowienia swojej duszy, która już długi czas była w stanie śmierci. Mimo że istnieją różne opinie na temat Glorii czy niektórych treści zawartych w książce – uważam, że to bardzo ważne i potrzebne, by dać świadectwo światu, tak osobiste i duchowe. Autorka bardzo obrazowo przedstawiła, co widziała, co się jej przydarzyło, a także to, co do niej mówił sam Pan Jezus. Te treści budzą z uśpienia, zmuszają do przystanięcia i pomyślenia o swoim życiu.

Mnie osobiście najbardziej trafiło to, jak spójne są te słowa o spotkaniu z Bogiem na końcu swego życia z tym, o czym czytamy aktualnie z moim Mężem w książce przygotowującej nas do oddania się Matce Bożej według św. Ludwika de Montfort. Właśnie ten ostatni czas, poprzedzający nasze zawierzenie, bogaty jest w wiele treści, znaków w różnych momentach naszego dnia, które prowadzą nas do jednego – do głębszego zastanowienia się nad naszym życiem, do spojrzenia we własną duszę i zobaczenia jaki jest jej stan, czym ją karmimy i jakie możemy dać świadectwo innym. To zaskakujące, jak te wszystkie drobiazgi dnia codziennego, zbliżają nas do siebie nawzajem i do naszego Pana.

Ten dzisiejszy temat brzmi jakoś wzniośle, ale tak naprawdę chodzi tu o miłość w szerokim pojęciu 🙂 Bo czytając „Trafioną…” zapragnęłam podzielić się tym świadectwem. Może otworzy komuś oczy i serce.

Ola

powrót do źródła

July 28, 2016 5:00 am

„Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku.” (Jr 18,6)

Aż trudno mi uwierzyć, że już 25 lat minęło od Światowych Dni Młodzieży, które odbyły się w Polsce w Częstochowie. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że dziewcząt z Czech, które gościliśmy w naszym domu, podczas tamtych Dni Młodzieży, na świecie jeszcze nie było 🙂 Cóż… z trudem dociera, ale dociera, że czas przemija, ale przecież “to przemijanie ma sens”.

Obserwuję ten młodzieńczy entuzjazm. W takich chwilach, podczas takich spotkań, rodzi się w młodych zaufanie do Boga, otwierają się na Niego, na Jego łaskę. Szukają tych ważnych dla nich wartości, szukają potwierdzenia, że można nimi żyć, że nie są tylko na chwilę.

I pomimo upływu lat, przeskoczenia w kategorii wiekowej, żyję, żyjemy całą rodziną, tym wielkim wydarzeniem jakim są ŚDM w Krakowie. Uświadamiam też sobie, że wszystkie decyzje, choć niektóre trudne z ludzkiego punktu widzenia, ale prawdziwe i oparte na zaufaniu do Boga były dobre. I że w każdej chwili swojego życia trzeba być jak ta glina w ręku garncarza, w ręku Boga. Tylko przez Niego formowana przybierze kształt pięknego naczynia.

Dzisiaj – wracam do źródła. Mam nadzieję, że dotrę do Częstochowskiego Zdroju na spotkanie z Bogiem i Ojcem Świętym. Jak przed dwudziestoma pięcioma laty, skąd serdecznie Was pozdrowię 🙂

Dorota

Dar z siebie – intuicja teologiczna

July 23, 2016 5:00 am

Pewien znajomy ateista zapytał mnie kiedyś, jak osoba wykształcona może w obecnych czasach wierzyć w Boga. Jego zdaniem wiary w Boga, w Stwórcę i Zbawiciela świata, nie da się utrzymać wobec osiągnięć nauk i nieusuwalnej obecności zła w świecie. Nie przypominam sobie, co dokładnie odpowiedziałem, działo się to bowiem kilkanaście lat temu.  Wskazywałem zapewne na metaforyczność biblijnego opisu stworzenia świata i ograniczenia nauk ścisłych, które w sposób metodyczny pozostawiają poza swoim obszarem zainteresowania niemałą część ludzkiego doświadczenia. Dlatego nie są w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie o sens istnienia świata w ogóle, a człowieka w szczególności. „No dobrze. Skoro tak – podsumował mój znajomy – to dlaczego ten wasz bóg nie stanie przed nami wszystkimi w taki sposób, aby nikt nie miał wątpliwości, o kogo chodzi i nie powie: ‘Oto jestem’.” Zacząłem coś mówić o niepoznawalności Boga, o transcendencji, o ograniczoności naszych władz poznawczych, ale bez większego przekonania. Nasza rozmowa o Bogu na tym się zakończyła, ale we mnie toczyła się nadal. Gdy opuszczałem mieszkanie znajomych schodząc klatką schodową, dopadło mnie moje esprit d’escalier: „Przecież Bóg spełnił dokładnie życzenie mojego znajomego w osobie Jezusa Chrystusa. Przyszedł, stanął i powiedział: ’Jestem’, a myśmy Go ukrzyżowali.” O tym pisze właśnie św. Paweł w liście do Filipian:

On to istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi, a w zewnętrznej postaci uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stając się posłuszny aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. (Flp 2, 6-8)

Wcielenie Syna Bożego jest wyjściem naprzeciw pragnieniu człowieka, również wierzącego, aby doświadczyć takiej bliskości Boga, która nie pozostawia już miejsca na wątpliwości i każe wyznać: „Pan mój i Bóg mój.” Stając się jednym z nas Bóg dostosowuje się do naszych skończonych możliwości poznawczych i objawia swoją nieskończoną naturę. Bóg przyjmuje nasze warunki, i to zarówno w wymiarze egzystencjalnym, wynikające z naszego śmiertelnego losu (ogołocił samego siebie), jaki te wynikające z naszej wolnej decyzji, z naszego odrzucenia Go (uniżył samego siebie, stając się posłuszny aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej). Właśnie w tym ogołoceniu i uniżeniu siebie samego, Bóg odsłania Swoją naturę, którą jest Miłość, polegająca na nieustannym wzajemnym obdarowywaniu się sobą przez Osoby Trójcy Świętej. Ta miłosna natura Boga ukazuje się w skandalu krzyża.

Aby dobrze to zrozumieć trzeba oderwać się od pierwszego wrażenia, które budzi słowo krzyż. Ponieważ obraz krzyża jako szczytowego wyraz miłości Boga do człowieka spontanicznie odsyła do doświadczenia Męki i cierpienia, to niejako samo z siebie bierze się połączenie miłości i cierpienia. Jeśli jednak nie poddamy się temu mimowolnemu skojarzeniu i spojrzymy głębiej, to dostrzeżemy, że istotą krzyża nie jest cierpienie, ale bezwarunkowe, całkowite, wyłączne oddanie się Drugiemu. Cierpienie, choćby najbardziej przytłaczające, miażdżące, dojmujące, mroczące zmysły, nie jest istotą krzyża. Ukrzyżowanie, które stało się obrazem miłości Boga do człowieka, nawet jeśli mieszczące się w Bożej ekonomi zbawienia,  jest wydarzeniem przygodnym, związanym ściśle z miejscem i czasem, w którym się dokonało. Czy gdyby Jezus zginął zrzucony ze skały przez mieszkańców Nazaretu, albo został ukamienowany wraz z nierządnicą, to Boża wola odkupienia zostałby zniweczona? Sądzę, że nie. Krzyż był naszą decyzją, naszą odpowiedzią na Jego dar z Siebie.

Miłość Boga nie zamyka się w wydarzeniu krzyża. Krzyż należy wpisać w nieustanny proces udzielania się Boga człowiekowi, począwszy od stworzenia, poprzez wcielenie, krzyż i eucharystyczną obecność pośród nas. Bóg stoi przed nami i udziela się nam na miarę naszej odpowiedzi, naszej miłości.

Mariusz Rogalski

co w zamian?

June 16, 2016 5:00 am

To, jak jesteśmy ważni i wyjątkowi, dzisiaj kolejny raz możemy się przekonać. Nikt inny jak sam Bóg przez swojego Syna nam przypomina: „Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje!…” (Mt 6,8b-9) Nikt inny nie ofiarował nam tak wiele: Ojciec swojego Syna, a Syn swojego życia za nas. Przez Syna staliśmy się też dziećmi Boga. Dziedzicami Nieba!

Ale też bardzo często, pomimo takiego pochodzenia, zapominamy o tym, albo nie dowierzamy. A On, tak jak dzisiaj, ciągle nam o tym przypomina.

Niejeden pewnie zachodzi w głowę nad opłacalnością tego usynowienia. Ale nijak się mają tu prawa ekonomii, nijak spekulacje. Sumy na kontach się nie powiększają, złota nie przybywa, posiadłości i rezydencje nie są w cenie. A jednak…

Jest coś, co rośnie w sposób trudny do opisania, bo wzory matematyczne tego też nie ogarniają. W Królestwie Bożym przybywa miłości i radość Boga wielka, gdy może przyjąć każdy nasz skromny dar z naszego życia. Każdy dar ofiarowania siebie z miłością mężowi, żonie, dzieciom, przyjaciołom, znajomym, nieznajomym. Każde przebaczenie. Zaufanie Jemu.

To jest ten nasz dar dla Niego.

Dorota