remont skończony

June 30, 2016 11:55 am

A kiedy znajdę już ten czas dla nas, to wówczas… nieraz potrzebuję chwili, nierzadko nawet dłuższej, żeby wyciszyć siebie. Żeby zakończyć swój dialog wewnętrzny, żeby zostawić organizację, logistykę i sprawy bieżące, aby i one mogły chwilę odpocząć, a skoncentrować się na nas.

Sama przecież wiem, jak dobrze się czuję, gdy witana jestem uśmiechem, gdy już w oczach dostrzegam, że jestem oczekiwana.

I chociaż czasami nie jest łatwo, bo spraw różnych niecierpiących zwłoki multum i przy okazji załatwiłoby się niejedną rzecz, albo (nie daj Bóg) wyrzuciło z siebie nazbierane pretensje, to jednak moim głębokim pragnieniem jest wyrażanie całą sobą komunikatu: „Remont skończony. Może jeszcze nie jest wszystko wypucowane, ale dobrze, że jesteś. Zapraszam.”

Dorota

Jakub

March 5, 2016 5:00 am

„Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę przewiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności.” (Oz 6, 1-2)

Tak pięknie wpisało się dzisiejsze Słowo w dzień pogrzebu naszego przyjaciela Jakuba – ukochanego męża Kasi, wspaniałego ojca Julci i Tereski. Mieliśmy niezwykły dar towarzyszenia Jakubowi i jego rodzinie w okresie postępującej choroby nowotworowej i odchodzenia. Cały ten czas przepełniony był wielkim uwielbieniem Boga – tak Jakub i Kasia przeżywali miniony rok, tak nas prosili i uczyli, stając się dla wielu świadkami wiary, nadziei, radości, ufności i tego, że nic “nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga”. Tak pięknie się kochali, zawsze promieniowali pokojem, pogodą ducha i zawierzeniem. Do końca wdzięczni, świętujący życie, cieszący się sobą nawzajem….

Przewijają się nam obrazy Jakuba noszącego Julcię na barana, obcinającego jej grzywkę, z wielkim apetytem zajadającego kolację w naszej kuchni… Jakuba zawsze życzliwego, otwartego, chętnego do pomocy, dyskretnego i łagodnego. Jakuba już tak bardzo chorego, a jeszcze odwiedzającego naszego synka z okazji urodzin…

Dziękujemy Ci Panie za dobre życie Jakuba. Dziękujemy za jego piękne świadectwo życia rodzinnego. Za bardzo cierpliwe znoszenie krzyża choroby i godne odchodzenie.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci.

Basia i Michał

Jakub 2

Relacja z pogrzebu Jakuba zostanie wkrótce zamieszczona na stronie Rybnickego Ogniska Świętej Rodziny http://ogniskorybnik.blogspot.com/

 

Pragnę

November 23, 2015 10:04 pm

“Pragnę odpowiedzieć całkowitym darem z siebie na Miłość Przedwieczną Boga, który umiłował mnie, wezwał do siebie i każdego dnia daje się cały w Sakramencie Eucharystii, który uobecnia Oblubieńczą Miłość Jezusa na Krzyżu. Pragnę, świadomy swej słabości i niegodności, pójść przez całe życie za Jezusem, czystym, ubogim i zależnym, ‘w tajemnicy życia i świętości Nazaretańskiej Rodziny’. Pragnę w ten sposób jeszcze bardziej włączyć się w krąg Rodziny Naszego Pana, aby Ona niosła ratunek współczesnym rodzinom”.

Ks. Dariusz Krawczyk (11.01.1967-18.11.2015), z prośby o dopuszczenie do profesji wieczystej w roku 1995. Tekst umieszczono na zdjęciu pamiątkowym, rozdawanym podczas uroczystości pogrzebowych.

To “pragnę” – w odpowiedzi na “pragnę” Jezusa na krzyżu, wypowiadane co dzień do każdego z nas jako wyraz najgłębszej miłości Boga, Jego akceptacji, tęsknoty, troski i bliskości. Jak prosiła Matka Teresa z Kalkuty, trzeba w tym “pragnę” usłyszeć swoje własne imię, wypowiadane z największą czułością, poszukujące naszego towarzystwa, nas całych. Spróbujmy.

Dziękujemy Wam za towarzyszenie na Przystani w ostatnich dniach tym wydarzeniom – odchodzeniu, żegnaniu, witaniu dla Nieba. Dziękujemy także tym spośród Was, którzy ks. Darka nie poznali nigdy osobiście.

Od jutra wchodzimy w zwykły rytm pisania do wzywań codzienności, wierząc, że to właśnie w nich Niebo spotyka się z ziemią, a Święci Pańscy wciągają nas na drugą stronę przez każde kolejne “spróbuj jeszcze raz”.

Do przeczytania

Redakcja

słabość mocą

October 24, 2015 5:00 am

Musieliśmy się pojawić w ciele, żebyśmy mogli cieszyć się życiem wiecznym. I chociaż wiemy, że nasze ciało, w sumie jest cherlawe, słabe i starzejące się, i wiemy też dobrze, że życie tylko według ciała prowadzić będzie do śmierci, to bardzo jesteśmy do niego przywiązani. I trudno, pomimo zapewnień Bożych o tym, że „przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11), zaakceptować nam tę naszą wątłość, zwłaszcza, gdy dotyka bezpośrednio nas, naszych bliskich, przyjaciół.

Taki trudny to czas. Ciężko chorych wśród nas niemało. Przeziębienia, gorączki, niedyspozycje odzierają nas też z sił fizycznych. Stres przy tym pojawia się duży, ale radość z każdej uleczonej infekcji ogromna. Stan, choćby krótkotrwałej choroby, uświadamia nam, że sami niewiele możemy zrobić, zmienić, zdziałać. Ale w tym stanie możemy doświadczyć tego, jak wyjątkowy jest każdy/każda z nas. Ile wnosimy do naszego życia nawzajem. Jak, będąc ukształtowani na obraz i podobieństwo Boga, razem z Nim, razem z Jego Duchem możemy wpływać na siebie wzajemnie. Jak w chorym człowieku przychodzi do nas sam cierpiący Chrystus albo znosząc cierpienie niesiemy Jego innym.

Za Wasz heroizm w znoszeniu różnych chorób – bardzo Wam dziękuję – nasi Drodzy, Kochani…

Dorota

KL Auschwitz – 16670

August 14, 2015 5:00 am

O św. Maksymilianie Marii Kolbem, patronie dnia dzisiejszego, mówiono “szaleniec Niepokalanej”. Ale mówiono też o nim “stuknięty Maksio”, bo jego plany i zamierzenia, po ludzku nie miały najmniejszych szans na realizację. Zastanawiam się, jak ten misjonarz, doskonały organizator, entuzjasta nowych technologii i mediów byłby postrzegany i oceniany dzisiaj. Czy jego ogromne dzieła nie byłyby uwżane jedynie za sposób na “wyciągnięcie kasy” i pomnażanie jej? Dziś, kiedy działalność Kościoła jest na celowniku, gdy treści głoszone przez kościelne media niejednokrotnie są nazywane ciemnotą rodem ze średniowiecza, czy św. Maksymilian Maria nie byłby częstym  bohaterem tabloidów goniących za tanią sensacją? Przecież przy klasztorze w Niepokalanowie wciąż jest redakcja “Rycerza Niepokalanej”, działa Ochotnicza Straż Pożarna, rozgłośnia radiowa, wiele innych dzieł. Czy nie byłyby jedynie płasko nazywane “strzyżeniem owieczek”…?

Mówimy potocznie: jakie życie – taka śmierć. Św. Maksymilian Maria Kolbe żył i pracował z wielkim rozmachem. Ostatnim jego dziełem była ofiara z własnego życia złożona  za współwięźnia, który miał rodzinę. Ojciec Kolbe nie umarł, ale oddał życie za brata, Franciszka Gajowniczka, który po tym zdarzeniu żył jeszcze 53 lata, był obecny na beatyfikacji i kanonizacji św. Maksymiliana. A po śmierci (13.03.1995) – spoczął na cmentarzu w Niepokalanowie).

Pamiętam, jakim wielkim przeżyciem i nadzieją dla Polaków była kanonizacja św. Maksymiliana – dokonana przez papieża-Polaka 10.10.1982 roku w Rzymie. W Polsce trwał wtedy stan wojenny…

“Największa zaś miłość, na jaką człowiek w ogóle może się zdobyć, polega na tym, że ktoś oddaje swoje życie za swych przyjaciół” (J 15, 12).

 

Andrzej O.

 

prośba o modlitwę

August 5, 2015 1:00 am

Nie poświęcamy temu faktowi tutaj wielu słów, ale trwamy w modlitwie blisko ks. Darka, Brata w kapłaństwie ks. Szymczaka ze Wspólnoty Świetej Rodziny w Łomiankach. Prosimy Czytelników także o to czuwanie i wsparcie w jego tak ciężkiej chorobie, z którą wiąże się obecnie wielkie cierpienie. Jest to kapłan i człowiek zupełnie wyjątkowy, a koleje jego losu potwierdzają tę wyjątkowość i szczególne umiłowanie go przez Pana Jezusa i Świętą Rodzinę.

Ofiarujmy w jego intencji, co możemy.

Zespół “Przystani”

P.S. Prosimy także o pamięć i otoczenie modlitwą JA+TY=MY w Craig Lodge – potrwa do niedzieli, ale z powodu braku zasięgu sieci nie będziemy mogli zamieszcać na stronie Fundacji bieżących wpisów z Programu.

„Humanae vitae”

July 28, 2015 5:00 am

W tych dniach obchodziliśmy kolejną rocznicę profetycznej i niezwykłej encykliki bł. Pawła VI „Humanae vitae” (z 25 lipca 1968 roku).

Profetycznej, bo Papież zapowiadał w latach sześćdziesiątych konsekwencje wprowadzenia antykoncepcji, o jakich się wtedy nikomu nie śniło. Wyglądało, że odbiera ludziom należną im wolność, że ingeruje w dziedziny, gdzie Kościołowi zaglądać nie wypada, i że małżonkowie sami mogą określać, co dla nich jest dobre, a co nie.

Historia pokazała, że to nie Papież się mylił, ale głosiciele tych poglądów. A bł. Paweł VI pokazywał, że to nie nauka Kościoła, tylko nauka Boża oraz że Kościół nie może nie głosić prawdy o każdym wymiarze życia ludzkiego, bo to życie jest od Pana Boga i do niego ma prowadzić.

Encyklika niezwykła, bo nie jest to dokument “przeciw antykoncepcji” tylko “o niezwykłej godności” – kobiety i miłości małżeńskiej. I to na straży tej godności Papież stanął, pokazując, że antykoncepcja zawsze uprzedmiatawia, zawsze degraduje, a problemy w tej dziedzinie tylko maskuje, zamiast je odsłonić i zaprosić do ich przepracowania.

Nie wiem, który z papieży pierwszy zaczął uczyć w niezywkły sposób o realizmie miłości, czy późniejszy Jan Paweł II, który napisał – jeszcze przed encykliką „Humanae vitae”  – swoją „Miłość i odpowiedzialność” i przekazał Pawłowi VI do lektury, czy też Paweł VI, który wymieniając cechy miłości małżeńskiej, od razu powiązał je z wymogami: za każdą wartością małżeńską kryje się jakaś powinność, inaczej byłoby to tylko pokazywanie pięknego krajobrazu, ale bez mapy dojścia.

Ktoś ostatnio napisał, że Kościół jest starą mapą pokazującą, gdzie jest ukryty skarb. Może jest i stara, ale to wcale nie oznacza, że nie prowadzi do skarbu.

„Humanae vitae”, choć powoli zbliża się do swoich pięćdziesiątych urodzin, nic nie traci na swojej ważności. Nasze Programy czerpią z tego skarbca nieustannie. To trzecia encyklika, która została napisana specjalnie o pięknie małżeństwa i jego godności (Leona XIII, Arcanum “Divinae Sapientiea” z 10.02.1880 i Piusa XI, “Castii Connubii” z 31.12.1930) i warto, żeby była w małżeńskich biblioteczkach czasu wakacji.

Kiedyś św. Jan Paweł II powiedział, że Kościół był pierwszym, który od niego czegoś wymagał, bo mu na nim zależało. Wszyscy inni radzili, żeby sobie folgować. Kościół zawsze chciał mojego dobra. „Humanae vitae” mówi o pięknie miłości, gdzie każdy z małżonków może przeżywać swoje życie w perspektywie daru z siebie. I do jakich szczytów można przez to dojść.

Z pamięcią o Was

Ks. Jarosław 

Key Largo

July 26, 2015 10:06 am

Udało mi się odwiedzić ks. Edwarda Olszewskiego, Polaka i Amerykanina: urodzonego w USA, ale z polskich rodziców i w sercu zawsze Polaka. Korzystając ze swojego amerykańskiego pochodzenia i paszportu, w czasach komunistycznych pośredniczył w przekazywaniu informacji z Polski do Watykanu i z Watykanu do Polski. Oddany przyjaciel ks. Peszkowskiego. Przez wiele lat był proboszczem parafii św. Justyna w Key Largo. Jest też budowniczym najpiękniejszego i największego kościoła na Keys – jak tu mówią Cathedral on the Keys.

Tu stawiałem pierwsze kroki w duszpasterstwie w USA, wymieniając na miesiąc przez kilka lat z rzędu ks. Proboszcza, który dzięki temu mógł także wybrać się na swoje wakacje. Tu sprawowałem pierwszy raz Mszę św. w języku angielskim i tu były moje pierwsze kazania całkowicie czytane z kartki. Nie mówiąc o ogromnej tremie przy słuchaniu pierwszych spowiedzi (musiałem prosić za każdym razem, żeby mówili wolno i wyraźnie i bez ozdobników 🙂 ) czy pierwszy raz błogosławionym małżeństwie. Moi „parafianie” byli bardzo wyrozumiali i zawsze serdecznie wspierający.

Przyjaźnie z tamtych lat przetrwały do dziś i jeśli tylko jest taka okazja, staram się odwiedzić i przywołać wspomnienia z tamtych lat. Nie dzieje się to często, więc tym bardziej wizyta jest pełna wspomnień.

Dziś ks. Edward jest już na emeryturze. Mieszka samotnie w osiedlu (za dwa lata i ja mogę się tam wprowadzić) domków podobnych sobie staruszków. Ma w swoim domu kaplicę i – jak to lubi powtarzać – nie mieszka sam, tylko z Panem Jezusem. A dom jest oddany Matce Bożej.

Pamięta bardzo naszą Wspólnotę, którą odwiedził kilka razy. Towarzyszy nam bardzo swoją modlitwą i cieszy się bardzo, że wybraliśmy najważniejsze dzieło w Kościele – służbę rodzinom.

Zawsze z pamięcią o Was

Ks. Jarosław 

IMG_5930

IMG_5932

IMG_5943

IMG_5945

Między nami maratończykami

June 29, 2015 10:23 am

Świat biegaczy to świat ludzi, którzy każdego dnia walczą ze sobą. Nie – między sobą, ale – ze sobą samym o siebie. Gdy spotykasz człowieka, który przebiegł maraton w 2 godziny 11 minut – to wiesz, że zrobił coś, o czym ty nawet nie możesz marzyć. Ale jednocześnie ten maratończyk patrzy także na ciebie z szacunkiem, bo też przebiegłeś maraton, czyli zrobiłeś coś, o czym większość ludzi może tylko marzyć. Bo za tym stoi wiele tygodni treningu, samozaparcia i ogromnej motywacji. I choć masz świadomość, że tytuł “maratończyk” w jego wypadku i w twoim wypadku znaczy zupełnie coś innego, to przecież jednak coś znaczy.

Kiedy wczoraj spotkałem się ponownie z Jerzym Skarżyńskim, którego cenne rady dotyczące biegania bardzo mi pomogły wcześniej, nie mogliśmy oczywiście nie rozmawiać o bieganiu.  Choć nie tyle o technice, ile o pasji, o uczeniu innych i inspirowaniu. O tym, co się dzieje w trakcie biegu: o biegnącej głowie, która jest o wiele ważniejsza niż nogi, o rozsądku i długim planowaniu. Może dlatego św. Paweł, dzisiejszy patron, chętnie porównywał pracę wewnętrzną z biegiem i zawodami?

Jerzy już dawno przestał być zawodnikiem. Ale nie przestał być biegaczem i nauczycielem. Ciągle aktywny, ciągle obecny na różnych trasach biegowych i ciągle startujący w zawodach. Ostatnio w nocnym półmaratonie we Wrocławiu. I choć teraz bardziej walczy w zawodach dla weteranów, to przecież… ciągle walczy, czyli po prostu – biega.

xj

Skarżyński2015

Cinco de Mayo

May 5, 2015 10:35 am

Dziś Ameryka świętuje. Cinco de Mayo czyli „piąty maja” – to święto upamiętniające  zwycięską dla wojsk meksykańskich bitwę pod Pueblą (5 maja 1862 roku) podczas francuskiej interwencji zbrojnej w tym kraju. Kiedy byłem w zeszłym roku w Meksyku w tym dokładnie czasie, zdziwiłem się, że w Meksyku nikt sobie nic z tego święta nie robi.

Obchodzi sięje za to bardzo radośnie w USA. To okazja pokazać i przypomnieć Amerykanom meksykański wkład w dziedzictwo tego kraju. Podobnie jak dzień św. Patryka czy Oktoberfest, z którego obchodami, ku swojemu zdziwieniu, spotkałem się kiedyś na Florydzie.

Dziś świętują nie tylko Meksykanie, ale wszyscy Amerykanie. W ubiegły czwartek byłem w południowej części Omaha – gdzie mieszka najwięcej Meksykanów, gdzie mają swoją parafię, gdzie ulice przypominają Meksyk poprzez sklepy i restauracje, gdzie można kupić najlepsze meksykańskie jedzenie (szczególnie moje ulubione z grona określanych przeze mnie mianem „plastic restarurants”, czyli taco trucks, gdzie wszystko się podaje na plastikach i gdzie obskura miejsca jest równoważona znakomitym jedzeniem). Tam się wybraliśmy, żeby przy okazji zobaczyć nową parafię ks. Wiliama Safranka, „mojego” proboszcza z Omaha (dotychczasowego gospodarza  prawie wszystkich naszych Programów w tym mieście – mieliście okazję poznać go z video-relacji). Wzdłuż wielu ulic już były przygotowane do rozstawienia wszelkie atrakcje, które znamy dobrze z naszych odpustów.

Towarzyszy mi jednak refleksja, że choć Polacy tyle wnieśli w dzieje USA, to jednak brakuje takiego świętowania naszego wkładu, jaki mają Meksykanie, Irlandczycy czy Niemcy. Choć z drugiej strony nie mamy na co narzekać, bo wszyscy tu znają i kochają św. Jana Pawła II i św. Faustynę i Miłosierdzie Boże. A wczoraj poznałem najmłodsze dziecko jednych z uczestników Programu w Hastings, który dostał na imię Maksymilian Kolbe. 🙂

I choć nie mamy swojego święta, jak Cinco de Mayo, to przecież o Polsce dużo ludzi wie. Przynajmniej katolicy. A to też niemało.

Z pamięcią o Was, w ostatni dzień pobytu w USA

Fr. Jay

IMG_4916