ot, życie

January 5, 2017 9:01 am

Ostatnie dni pokazały mi, jak wielu z nas jest przemęczonych. Bardzo. A że funkcjonować trzeba, to wszelkie pokłady energii, a właściwie jej resztki, przeznaczone są na obowiązki konieczne. Rezerwy sił… mizerne. Z jakiegoś powodu nie chwalimy się tym (no bo czym się chwalić – brakiem sił? słabszym zdrowiem? ciężarem lat?).  Milczymy. Albo się kamuflujemy, bo co sobie mogą o nas inni pomyśleć: że tacy słabi jesteśmy, że tacy mało odporni; tu przecież twardym trzeba być, a nie miękkim. Więc się izolujemy.

A to przecież takie ludzkie, takie oczywiste, takie z życia wzięte. I nie ma w tym nic dziwnego i zaskakującego. Ot, życie.

W tym wszystkim pouczenie dzisiaj otrzymujemy: „Najmilsi: Taka jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali” (1J 3,11). Co znaczy, żebyśmy siebie też nawzajem przyjmowali. Pomagali sobie i wspierali się: modlitwą, dobrym słowem, herbatą, uśmiechem – jak tylko chcecie! Po to są przecież przyjaciele 🙂

Dorota

Kawa czy herbata?

December 21, 2016 6:37 am

Ostatnio dowiedziałam się, że tak naprawdę istnieje osiem sakramentów świętych… Ten ósmy to oczywiście taki niepisany, ale bardzo ważny. Kawa lub herbata z drugim człowiekiem 😉 Czyli po prostu relacja, ofiarowanie swojego czasu komuś. Mówił na ten temat ks. Zbigniew Wądrzyk, podczas Wieczoru Chwały w jednej z olsztyńskich parafii. Zachęcał do dawania świadectwa swojej wiary, do otwartości na bliźniego. Mówił, jakie to teraz potrzebne.

Przyszło mi wtedy na myśl, że takie to wydaje się być proste, banalne i przyjemne zarazem – kawa z przyjaciółką. Ale jakże prawdziwe, a źródłem przecież jest życie Jezusa Chrystusa. On też spotykał się z innymi, przechadzał, biesiadował. W ten sposób nauczał, dawał się poznać i poznawał. Słuchał. Miał czas. Wyrażał tak swoją miłość i szacunek do drugiego człowieka. Te spotkania nie zawsze były łatwe i miłe, ale zawsze bardzo istotne, bo dzięki nim życie jakiegoś człowieka miało szansę się zmienić na lepsze. I my też tak możemy, jeśli tylko zechcemy.

Jednak jak to zwykle bywa, nie jest to takie proste w realizacji, bo czasu zawsze nam brakuje. A zadania i obowiązki się mnożą, zwłaszcza w przedświątecznym okresie. Ale jak zauważył ks. Jarosław: czas mają ci, którzy go planują.
Planujmy więc mądrze i nie zrażajmy się potknięciami.

Owocnej końcówki Adwentu!

Ola

słyszę Cię

August 14, 2016 5:00 am

W czwartek zmarła nasza znajoma z parafii, w której mieszkamy od dwóch lat po wyprowadzce z Wrocławia. Mama kilkorga dzieci, w tym najmłodszego Jasia, który ma zaledwie 7 miesięcy. Była niemłoda już i chorowała na chorobę mięśni, ale nic nie zapowiadało takiego rozwoju wypadków, więc to śmierć ogromnie nagła. Mówię komuś tutaj o tym, bo zdarzenie to mną wstrząsa do głębi. “Zdarza się”, mój rozmówca wzrusza ramionami.

Myślę o nieprzekazywalności tego, jak spokojnie Jasiu spał w kościele, jak mąż i ona wzajemnie się wpierali, jak brała malutkiego na ręce. I jak całą Mszę zdarzało mi się zerkać ukradkiem i grzać się przy cieple tej rodziny. I jak wiele pytań w mojej głowie w tej chwili nie znajduje odpowiedzi. “Zdarza się”.

Myślę też o tym, jak samotni bywamy w zamknięciu naszego cierpienia. Wtedy, gdy nikt nie umie nam powiedzieć, czemu tak boli, albo my nie potrafimy tego wypowiedzieć, bo boli za bardzo. I że nie szkodzi, nie szkodzi wcale, że ktoś, z kim moglibyśmy podzielić słoną kromkę, nie miałby dla nas recepty na radość. Wystarczyłoby, by nie wzruszył ramionami. “Zdarza się”. Wystarczyłoby, żeby usiadł na tym samym kamieniu i powiedział, słyszę Cię. Widzę, jak ten ból głęboko sięga. Czuję, jaki to ciężar.

Gdy kilka tygodni temu po przemierzeniu na piechotę Paryża wylądowaliśmy na Rue de Bac, w kaplicy Cudownego Medalika, i udało się nam doczekać końca Mszy św., by się tam wemknąć po cichu – gdy tylko zajęłam miejsce w ławce, Pawełek potknął się, uderzył i zaczął płakać wniebogłosy. W tej ciszy skupienia pielgrzymów z całego świata wydawało mi się, że od jego płaczu spadną żyrandole. Skierowałam się pospiesznie na zewnątrz, żeby tam go uspokoić. I wówczas zatrzymała mnie kobieta, mówiąc po angielsku: niech pani go utuli, on musi wiedzieć, że pani mu współczuje.

Tyle w zupełności wystarczy. Pokazać, że się współczuje. Żadnych recept na medykamenty o natychmiastowej skuteczności.

Długi to wpis i nieco chaotyczny. Jeśli siadłeś ze mną, Drogi Czytelniku, na kamieniu, proszę, powiedz tylko “słyszę Cię”. To ogromnie wiele

m

Nasza randka z Programem 3

August 10, 2016 5:00 am

Ubiegły weekend mieliśmy z Mężem niezwykle aktywny, bogaty w program, a co najważniejsze – w możliwość rozwoju naszej małżeńskiej relacji. Byliśmy we Wrocławiu, w którym uczestniczyliśmy we wspaniałych warsztatach NASZA RODZINA+SPOŁECZEŃSTWO.

To nie pierwszy nasz Program z cyklu Programów na Miłość i Życie (ten już był 3). Za każdym razem jednak jest wyjątkowy, twórczy i intensywny. A już po nim nie możemy się doczekać kolejnego (jak to dobrze, że planowanych jest 9). 🙂

Intensywny – bowiem przez dwa dni od rana do wieczora zaprasza do przeglądu spraw dotyczących naszej relacji, która jest przecież najważniejsza, najwrażliwsza i najbardziej bliska nam, małżonkom. Tym razem treści podejmowały szerszy krąg czynników, mających wpływ na nasze małżeństwo i rodzinę. To zdumiewające, jak poprzednie dwa Programy doskonale się uzupełniają i dają mocny warsztat pracy nad naszą relacją. Dziękuję Wam, ks. Jarosławie i Agnieszko Rogalska – za Waszą wrażliwość na małżeńskie tematy i dylematy oraz za podjęty trud napisania Programów. Dzięki nim nasze małżeństwa mogą być coraz piękniejsze.

Wracając do wrażeń po “Trójce” – wszystkie treści wymagały przemyślenia, czemu dobrze służyły godziny dialogu małżeńskiego, zaraz po wykładzie i pracy w grupach. Ten przejrzysty schemat pozwalał po kolei przechodzić przez tematy, dotyczące m. in. szeroko rozumianej kultury, naszych przyjaciół/znajomych, pracy i wielu innych zagadnień. Był to dogodny czas, żebyśmy mogli z Mężem aktywnie przepracować usłyszane wiadomości na warsztacie z innymi małżonkami. Szczerze polecam taką pracę wszystkim, którym zależy na pogłębieniu relacji, na zrozumieniu wpływu otaczającej nas rzeczywistości i aktywnym rozwoju swojego małżeństwa. Zaskakujące jest to, jak wiele zależy od naszej otwartości na współmałżonka, od naszej pełnej szacunku i łagodności komunikacji. Przepracowane kroki z “Jedynki” bardzo się przydały w przeżywaniu zarówno Programu 2, jak i 3.

Dodatkowo dzięki gościnności Agnieszki i Krzysztofa Ochników z Wrocławia (którzy przyjęli nas i dwa inne zaprzyjaźnione małżeństwa pod swój dach) mieliśmy możliwość nocnych debat o Programie 3 i nie tylko. Były one bardzo inspirujące, a ponieważ jeden temat sesji dotyczył właśnie naszych przyjaźni małżeńskich (jakie są i jakie mogą być), mogliśmy go przeżywać na bieżąco.

Taki weekend to wielki skarb dla nas. Osobiście traktuję go jako wyjątkową randkę z moim Mężem – taki nasz rytuał małżeński 🙂

Ola Czechyra

czułość

March 29, 2016 5:00 am

“Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni” (J 20, 16)

Czasami wolelibyśmy kochać rozsądnie. Jak rozsądnie inwestuje się na giełdzie – żeby nie stracić. Żeby się bardzo nie przywiązać. Żeby się z bólem potem nie żegnać. Żeby się za bardzo nie odsłonić z tym, na czym nam zależy, czego potrzebujemy – bo co, jeśli druga strona nie usłyszy prośby albo nie zechce jej spełnić?

Słyszałam nawet o mamie, która bała się, żeby niemowlę nie przywiązało się do niej za bardzo, by mogła szybko wrócić do pracy. Upływać nam tak może małżeństwo, relacje z dziećmi, z bliskimi, z przyjaciółmi. Im mniej się zaangażujemy, tym mniejsze ewentualne rozczarowanie i cierpienie. Nawet z Panem Bogiem można się ułożyć na bezpieczny dystans. Bo jeśli uwierzymy w Jego szaloną miłość do nas i ją odwzajemnimy, a potem wydarzą się rzeczy trudne, to wyjdzie, że znowu nie byliśmy ostrożni.

Jezus i Maria. “Mario!” i “Rabbuni”. Dwa słowa. Ile czułości, ile bliskości, jak ogromna serdeczność, jak wielka głębia tego spotkania. Mimo że trwa tylko chwilę, bo Jezus mówi “Nie zatrzymuj mnie”. A przecież Maria nie może mieć wątpliwości, że jest bardzo kochana. A On nie może mieć wątpliwości, że kobieta, która – myśląc że rozmawia z ogrodnikiem – mówi: “powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”, kocha Go naprawdę.

Co się stanie, jeśli do miłości dołożymy czułość?

m

36,6

January 14, 2016 5:00 am

“Gosia, ratuj” – czytam sms-a od jedynego wyświęconego Autora wpisów na naszym blogu. Z zainteresowaniem śledzę dalszą treść s.o.s.: “Łk 6 w ostatnim poście, bo nie ma 36 rozdziałów u Łukasza. Nie wiem, co mi się stało.”

Sms tyczył wpisu rozpoczynającego na “Przystani” Rok Miłosierdzia. W tytule posta pojawiła się referencja “Łk 36,6”. Jako “redaktor naczelna” z Bożej łaski kompletnie sprawę przeoczyłam, myśląc nawet, że to niezwykle wymowny odnośnik – 36,6 – do fragmentu “Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). W głowie miałam już liczne skojarzenia na kolejny wpis, dlatego odpisuję: “Załamał mnie Ksiądz kompletnie”.

Wczoraj było o gorączce, więc dziś wspominam 36,6. Łagodność. To naturalne ciepło, które nie poddaje się gorączce. To taki sposób reagowania, który uspokaja, łagodzi, pociesza i wybacza, w odróżnieniu od gorączki, która wprowadza niepokój, eskaluje problem, dołuje i rejestruje każdy błąd. “Ojciec” jest “miłosierny” i dlatego nie stawia nam przed oczy naszych błędów i grzechów, ale nam ta okresowa ich kontemplacja jest bardzo potrzebna. Nie, żeby się załamywać, ale by umieć siebie przyjąć wtedy, gdy się jest do niczego – ponieważ On nas w takim momencie nie odrzuca. Bierze nas od najlepszej strony.

Byśmy mogli tak samo postąpić względem drugiego. Nie odrzucać, gdy jest “do niczego” – ale zawsze ocalać i brać od najlepszej strony. Byśmy stawali się dla naszych najbliższych przewidywalni jak 36,6 na termometrze – i przez to godni ich zaufania.

M

krzyk

January 11, 2016 5:00 am

Wydaje się, że to w końcu skuteczny środek. Krzyk. Powiedzieć coś tak, żeby zostało wreszcie usłyszane. Niestety w momencie, gdy wypowiadane jest krzykiem, słyszane być przestaje. Nam się wydaje, że wypowiadamy ważne i celne słowa, a druga strona słyszy nas jakby ktoś wyłączył tekst. Widzi atak, przed którym jakoś trzeba się ratować – albo próbując krzyczeć o ton głośniej, albo wyłączając się.

Krzyczymy często z bezsilności. Ze zmęczenia. Ze strachu. Krzyczymy, gdy czujemy się bardzo, bardzo słabi i potrzebujący. Powaleni. Spragnieni “ludzkiego” potraktowania. Szacunku. Miłości. Gdy jednak zaczynamy wypowiadać się przez krzyk, inni widzą coś zupełnie innego – górujemy nad nimi. Nasza słabość nie zostaje rozpoznana. Może gdy relacja małżeńska dojrzewa, jesteśmy w stanie już zobaczyć, że pod krzykiem jest ból. Zareagować dojrzale. Pomóc krzyczącemu. Na pewno nie umieją tego nasze dzieci. Albo inni, którzy nie znają nas tak dobrze.

Może warto być słabym. Wypowiedzieć owo: “jestem tak bardzo zmęczony”, “czuję się beznadziejnie”, “bardzo mnie dziś zabolało i nie umiem sobie znaleźć miejsca”, “potrzebuję, żebyś mnie przytulił”. Bycie słabym to podjęcie wielkiego ryzyka. Ale może jedyna szansa porozumienia.

M

Powrót do Domu

November 16, 2015 5:00 am

Od tygodnia jestem z powrotem w Domu. Miało być jeszcze szkolenie dla par trenerskich w Kolumbii, a potem wspólnie z nimi Program 1  oraz pierwsze w historii w Meksyku szkolenie dla księży, którzy już uczestniczyli w JA+TY=MY jako obserwatorzy i chcieliby się nauczyć prowadzenia naszych Programów. Podzieliliśmy też już zadania na gruntowne szkolenie (z symulacją warsztatów) dla par trenerskich w Meksyku, ale trzeba było wszystko to odwołać i przesunąć na inny termin. Powodem jest niezwykle szybko postępująca choroba ks. Darka, który wydaje się, że jest już na „ostatniej prostej” do Domu Ojca.

Kiedy się z nim żegnałem przed wyjazdem i otrzymałem jego serdeczne i żarliwe błogosławieństwo na tę misję pracy z małżeństwami, tak przez niego wspieraną i przynoszącą mu tyle radości, ciągle tryskał radością i silną wolą życia mimo unieruchomienia w łóżku przez tyle już miesięcy. Kiedy wróciłem po niecałych dwudziestu dniach, zastałem mojego Brata w ogromnym cierpieniu, walczącego o każdy prawie oddech i coraz częściej nieprzytomnego.

Miejscem największej walki jest sprawowanie codziennej Mszy św. Czasem trzeba poczekać, żeby pozbierał siły na modlitwę konsekracyjną, czasem kilka razy zaczyna „swoją” część modlitwy eucharystycznej, przewidzianej dla koncelebransa. Tu widać najbardziej, że kapłaństwo jest zjednoczeniem z ofiarą Pana Jezusa; że kochać Go i być z Nim jest istotą naszego posługiwania; że kapłaństwo to nade wszystko “być”, z którego wynika także nasze “działanie”. Ta druga część jest już naszemu Bratu odebrana.

Wchodzimy w to nasze – rozpisane na różne godziny i formy – „być” z ks. Darkiem z poczuciem uczestniczenia w misterium życia oglądanym z perspektywy Nieba, gdzie ziemia jest tylko przedsionkiem, a życie jest wiecznym przebywaniem z Bogiem, który jest miłością; gdzie liczy się na Boże miłosierdzie, a nie na własne dokonania; gdzie wyszeptana z trudem prośba ks. Darka: „pić” przenosi na Kalwarię – tam ostatecznie zwycięża miłość do najświętszej woli Bożej.

Nikt z nas nie wie, kiedy zostanie wypowiedziane to Darkowe „wykonało się”. Dziękujemy za każdą chwilę z nim, choć tak bardzo boli trwanie przy jego bólu. Odpowiadam uściskiem na jego zaciśniętą z bólu na mojej dłoni dłoń; czasem patrzymy sobie w oczy, bez słów, choć częściej otulam go różańcami odmawianymi w ciszy, żeby pospał trochę i nabrał sił do dalszej walki. Ważne, że nie jest sam, że w każdej chwili ktoś z jego Wspólnoty jest z nim, podobnie jak jego rodzice, którzy przyjechali, żeby mu towarzyszyć. Patrzę z szacunkiem ogromnym na jego mamę, która pomogła mu przyjść na świat, gdy dziś podaje mu wodę albo poprawia piżamę. Miłość wypowiada się przede wszystkim przez obecność. Dlatego Pan Jezus został z nami w Najświętszym Sakramencie, żeby nam nieustannie mówić, że jest, że nas nie zostawi, że Jego miłość zwycięża śmierć.

Dziękuję Wam wszystkim za trwanie razem z nami przy ks. Darku. We wtorek o 19:00 można przyjść i pomodlić się szczególnie za niego w czasie nabożeństwa w Kaplicy Zaślubin.

Ks. Jarosław

św. Teresy od Dzieciątka Jezus

October 1, 2015 5:00 am

Trudno nie podziwiać całym sercem tej bardzo skromnej, ukrytej w karmelitańskim klasztorze zakonnicy. Pokochałam ją dawno temu, gdy jako nastolatka na jednej z wakacyjnych wypraw zakupiłam gdzieś i przeczytałam jednym tchem jej „Dzieje duszy”. Od tamtej chwili mam nieodparte wrażenie, że stale mi towarzyszy. Za szczególną łaskę uważam mieszkanie niedaleko jej rybnickiego sanktuarium i możliwość częstych odwiedzin tego pięknego miejsca.

Rok temu okazało się, że konieczna jest operacja mojego kontuzjowanego kolana. Jej termin został wyznaczony na 1 X. Było to dla mnie wielkim pocieszeniem i znakiem, że św. Tereska czuwa i nie zostawia w biedzie swoich przyjaciół. Jej obecność i wsparcie w codziennym życiu są dla mnie bardzo namacalne.

Wiele się uczę czytając jej pisma i książki poświęcone jej osobie. Wydaje mi się być świetną przewodniczką również na drodze związanej z naszymi Programami. Jej niezwykły realizm, pasja przyjmowania rzeczywistości, wewnętrzna równowaga (niezależna od okoliczności życia), spokój, cierpliwość, pokora, łagodność, a jednocześnie bezpośredniość i szczerość, umiejętność kochania (zwłaszcza tych do kochania trudnych), bezinteresowność w darze z siebie… (można by jeszcze dłuuuuugo wyliczać) po prostu zachwycają. Ale najbardziej chyba podziwiam w niej to, z jak genialnym wyczuciem psychologicznym potrafiła wypracowywać strategie radzenia sobie z trudną rzeczywistością życia we wspólnocie*. Była osobą o niezwykłej wewnętrznej wolności.Umiała dobrze sobie radzić z wielkim cierpieniem fizycznym i psychicznym.

Święta Tereso, módl się za nami! Opiekuj się nami w naszych zmaganiach, by coraz dojrzalej i piękniej kochać.

Basia

*Jak trudna była to rzeczywistość, uświadomiłam sobie w pełni dopiero po niedawnym przeczytaniu książki „Miłość, która trzyma nas przy zdrowych zmysłach” Marca Foley`a OCD

O wspomnianych strategiach pisze L.J. Gonzalez OCD w książce „Psychologia św. Teresy z Lisieux, Doktora Kościoła. Strategia rozwoju dla każdego.”

potrzeby

July 25, 2015 5:02 am

Kiedy mam komuś zrobić prezent, widzę to najbardziej. W trudzie przeczesywania myśli w poszukiwaniu najlepszego pomysłu – najpierw przychodzą mi do głowy te, które sprawiłyby największą radość mnie samej. Właściwie jest to moment, kiedy mogę lepiej poznać i otoczyć opieką samą siebie (bo w pierwszym oglądzie jawi mi się zawsze, że “niczego nie potrzebuję”).

Wydaje mi się, że tak własnie jest: rzeczy, które z serca ofiarowujemy innym, bardzo wiele mówią o tym, co dla nas samych jest ważne. I myślę, że aby dowiedzieć się, czego od nas ktoś bliski potrzebuje, wystarczy popatrzeć na to, co nam w rozmaitych momentach daje. Mój Mąż na przykład, gdy jestem bardzo zmęczona, wysyła mnie na drzemkę, zamyka drzwi i gasi mi światło. Czego zresztą bardzo nie lubię, bo źle się czuję odcięta od reszty rodziny. Ale jest to dla mnie z pewnością informacja, czego on sam potrzebuje, gdy pada na twarz.

A ponieważ z potrzebami i odpowiadaniem na nie bywa generalnie często jak z “kulą w płot”, odkrywam ostatnio, że istnieje tak prosta i wspaniała rzecz jak rozmowa o nich. “Powiedz mi, czego ode mnie potrzebujesz, co mogę dla Ciebie zrobić”. Domyślanie się może z nas uczynić sekretnych bohaterów, ale pewność, że się nie mijamy, da nam tak naprawdę dojrzała, szczera i otwarta rozmowa.

M