Biorąc do rąk “Gościa Niedzielnego” nr 2, od razu na okładce widzę zdanie, które mnie wciąga. “O Bożym Miłosierdziu nie można mówić w oderwaniu od grzechu. Miłosierdzie Boga jest lekarstwem na grzech człowieka”… I nagle złapałam się na tym, że mając na myśli Rok Miłosierdzia, myślę o samych przyjemnościach. O tym, że Pan Bóg, zobligowany Rokiem Miłosierdzia, będzie owo miłosierdzie na nas wylewał zupełnie bez naszego wysiłku, a tutaj nagle widzę bardzo konkretnie wskazane powiązanie miłosierdzia z grzechem… moim grzechem. Czytam więc wstęp Ks. Marka Gancarczyka “Na dobry początek” (str.3): “żeby otrzymać przebaczenie, trzeba wiedzieć, że się zgrzeszyło, żałować popełnionego grzechu, a potem trzeba jeszcze wiedzieć, że miłosierdzia można szukać u Boga.”
Zrobiłam sobie szybki rachunek sumienia.
Co też ja myślałam… i czy w ogóle się nad tym zastanawiałam… co z tym rokiem miłosierdzia zrobić? Przecież przeczytałam “Dzienniczek” Siostry Faustyny, byłam w Łagiewnikach, Koronkę odmawiam niekoniecznie regularnie, ale odmawiam… czyli nic do zrobienia nie mam…
Nic bardziej mylnego.
“Obywatele tego świata uważają, że nie grzeszą, więc nie widzą powodu do żalu, a tym bardziej do proszenia Boga o wybaczenie. Na tym polega zasadniczy problem. Współczesny człowiek utracił poczucie grzechu.” Czy ja nie jestem w tej grupie?
Rok Miłosierdzia się zaczyna… u jego progu życzę nam wszystkim łaski ujrzenia własnego grzechu, pokory w przyjęciu tego rozeznania i żarliwości w modlitwie o Boże Miłosierdzie.
Monika