Dany mi, bez wypisywania wniosku, przez Redaktor Naczelną urlop na Przystani przyjęłam z radością i wielką wdzięcznością, nie dlatego, że przemęczona byłam, ale dlatego, że naprawdę nie ogarnęłabym wszystkiego, czym zajęta byłam przez ostatnie dwa tygodnie, co przeżywałam, czym się zajmowałam i jak to się miało do idealistycznych wizji. Niezwykły to dar dostrzec, że ktoś jest w takiej potrzebie, że potrzebuje wsparcia, pomocy, czasu.
Konsekwencją tego, że na urlopie od pisania byłam, było to, że na bieżąco nic Wam nie przemyciłam, a teraz już wiem, że lepiej wszystko zachować, aby samemu można było piękno tego Programu poznać. I chociaż wiele by się chciało powiedzieć zamilknę, ale tylko co do treści. 🙂
Bo będąc od kilku dni w domu, ogarniając się po powrocie, wracając już do zwykłych obowiązków, również tych służbowych, doceniam jeszcze bardziej to, dlaczego dane mi było dobrze przeżyć ten czas w Trzęsaczu. Oczywiście było to możliwe tylko dzięki pracy wolontariuszy. Niezwykła służba. Zrezygnowali z własnych planów, z własnego czasu, z własnych przyjemności po to, aby zająć się naszymi dziećmi. Po to, abyśmy mogli mieć czas dla siebie w obecności Boga. Po to, aby nasze relacje mogły się wzmacniać, aby nasze rodziny mogły „stać się Bogiem silne”. Przyjechali by służyć Rodzinie!
Nie umiem słów tak pięknie poskładać, by wdzięczność dla nich wyrazić, ale ile jej jest, dobry Bóg wie. Tym bardziej, że to naprawdę wyjątkowi ludzie, odnalezieni (z wielkim trudem) w różnych zakątkach świata – Francji, Polski, naszego miasta, a także za płotem sąsiedzkim, za miedzą.
Oby szybko siły zregenerowali, a na mój widok i żebracze prośby nie uciekali. Niech im Pan Bóg błogosławi!
Dorota