Recalculating

July 16, 2012 11:05 am

Byłem dziś na koncercie “Music and the Spoken Word” odbywającym się co niedzielę nieprzerwanie od 15 lipca 1929 roku. Mormon Tabernacle Choir oraz Orchestra at Temple Square zagrała pięć przepięknych utworów klasycznych na chór i orkiestrę.*

W trakcie koncertu Lloyd D. Newell** wygłosił krótkie, ale poruszające słowo (a robi to nieprzerwanie od 22 lat w każdą niedzielę). I o nim chciałem krótko powiedzieć. Nawiązał do cudownego urządzenia, które nazywa się GPS. Kiedy zdarzy Ci się źle pojechać ono spokojnie mówi: “recalculating” i podaje Ci sposób, jak naprawić pomyłkę. Żadnych pretensji, wymownych spojrzeń czy wzdychania. Po prostu pozwala Ci wrócić na szlak.

Wszystkim nam potrzeba przekalkulować na nowo nasze plany, cele czy oczekiwania. W całym tym procesie warto zachować spokój, pozostać miłym i co nieco obiektywnym wobec siebie. Warto pamiętać, ze uczymy się wzrastać i być lepszymi – a to wymaga trochę czasu. Warto sobie uświadomić, że nasze pomyłki są kamieniami wzrostu w budowli naszego lepszego życia – a nie zawalidrogami.

Już nie mówiąc o tym, że zawsze warto być miłym. I wszędzie. Życzę więc Wam wszystkim, moi Kochani z Przystani, bardzo miłego dnia.

Ciągle z Salt Lake City,

Fr. Jay

15.07.2012, 21:16 US Mountain Daylight Time

* Koncert:

**Od lewej Wice- i Prezydent Chóru, znajomy ksiądz 😉 , Mary Ellen Smoot oraz Lloyd D. Newell – mówca.

American Academy FertiltyCare Professionals annual meeting in Salt Lake City…

July 15, 2012 12:03 am

…dobiega końca. Mimo tego, ze to American Academy, to jednak na spotkaniu są ludzie także spoza Ameryki. Z Meksyku, Kanady, Anglii, Irlandii, Hiszpanii, Polski. Okazja do pogłębienia wiedzy, osobistych konsultacji z najlepszymi specjalistami w dziedzinie leczenia niepłodności, podzielenia się sukcesami i odnowienia więzi. Każdy z tu obecnych ma podobne radości i podobne trudności; w swoich miastach są tak często kompletnie odosobnieni. Tu mogą się tym spokojnie podzielić, tu znajdą zrozumienie i mądrą radę.

Kanadyjski Holender, z którym spotykam się na śniadaniach i trudno nam skończyć rozmowy, towarzyszy w tej podróży swojej żonie – on i kilku innych. Ale też i żony towarzyszom swoim mężom. To dla nich także znakomita okazja, by poznać się nawzajem i zrozumieć, dlaczego moja druga połowa tak wielką wagę przywiązuje do tego rodzaju służby. Zbyt często bowiem małżonkowie nie rozumieją, dlaczego on czy ona są tak pochłonięci swoją pracą.

Może wakacyjne spędzanie ze sobą wolnego czasu stanie się okazją do opowiedzenia o swoich sukcesach i pasjach. I tego Wam wszystkim, Kochani, życzę.

Fr. Jay z SLC

Café

July 14, 2012 12:43 am

Do czego służą kawiarnie – pewnie wszyscy wiemy. Okazuje się jednak, że w bardzo rozwiniętych cywilizacyjnie krajach trzeba o pewnych podstawowych zasadach przypominać.

Takie coś zobaczyłem na stoliku w kawiarni, gdzie poszliśmy porozmawiać przy kawie. Ale też i zobaczyłem, że nieprzypadkowo kładą to na stolikach, bo… może warto wrócić do klasycznej komunikacji?

I żeby rozwiać wszystkie wątpliwości: ta podkładka leżała na WSZYSTKICH stolikach.
Z pozdrowieniami
Fr. Jay
Salt Lake City, 13.07.2012, 12:27 US Mountain Daylight Time

Dzieci

July 13, 2012 1:08 am

Wszędzie dzieci.

W Stanach można zobaczyć dzieci wszędzie. A przynajmniej w takich miejscach, w których i ja bywam: kościoły, ZOO, restauracje, parki narodowe. Zupełnie jak u nas.

To, co jednak można zobaczyć w Utah, czy nawet w samym Salt Lake City, przechodzi ludzkie pojęcie. Już dawno nie widziałem rodzin tak licznych, i tyle dzieci na spacerze ze swoimi rodzicami, czy na zakupach, czy w kinie.

W SLC i w okolicy mnóstwo parków, a w parkach mnóstwo atrakcji dla całych rodzin. I wszędzie kwitnie biznes. Poziom bezrobocia mają najniższy w całych Stanach. Tam, gdzie są dzieci, potrzeba domów, kościołów, szkół, sklepów, a w nich księży, nauczycieli, sprzedawców, producentów.

Na zachodzie Europy nie ma dzieci, bo jest bieda, kryzys, ciężka sytuacja ekonomiczna. W Utah są dzieci, bo jest prosperity. A może odwrotnie?

Fr Jay

Salt Lake City, 12.07.2012, 12:22 US Mountain Daylight Time

I tu także

July 12, 2012 9:34 am

Wszędzie jest to samo. Na szczęście. Tak było w Amsterdamie, tak było w Madrycie. Tak jest i tutaj. Jak ludzie widzą księdza siedzącego w kącie, ze stułą, w sali, gdzie ma być Msza św., to kojarzą to jednoznacznie – okazja do spowiedzi. Nawet w Ameryce, gdzie spowiedź w wielu parafiach jest „by appointment” albo w jakiś wyznaczony dzień w miesiącu.

Kolejka jest, ale do Mszy św jest jeszcze sporo czasu, więc można nad każdym się spokojnie pochylić.

Moja „parafia” systematycznie się powiększa. Mimo wczesnej pory Mszy św. tak wiele osób chce rozpocząć dzień od spotkania z Panem Jezusem. Jak dobrze jest być częścią „jednego, świętego, powszechnego i apostolskiego” Kościoła.

Fr Jay

Salt Lake City, 11.07.2012, 23:37 US Mountain Daylight Time

Miasto z biegu

July 11, 2012 11:19 am

Po krótkiej nocy, choć wystarczającej, wstałem przed 6 rano, żeby obejrzeć sobie miasto, zanim zaczną się nasze zajęcia.

Salt Lake City – nazwane od jeziora Great Salt Lake, często zwane w skrócie Lake City albo SLC – ma niecałe 200.000 mieszkańców i jest stolicą stanu Utah. Zostało założone w 1847 roku przez Mormonów, członków Kościoła Jezusa Świętych w Dniach Ostatnich, którzy stanowią większość mieszkańców Utah.

Zwiedzanie połączyłem z tzw. wycieczką biegową, bo wtedy szybciej się zwiedza.

SLC ma szerokie ulice i raczej jednopiętrowe domy. Tylko hotele i nieliczne budynki wyrastają ponad resztę zabudowy. Najbardziej okazała część miasta związana jest z Mormonami i ich okazałą świątynią, którą budowano przez 40 lat.

Biegnąc dalej pod górę (SLC leży na wysokości 1200 m n.p.m.), dobiegłem do Utah State Capitol, miejsca urzędowania Gubernatora Stanu Utah, która bardzo przypomina White House. Z powodu wczesnej pory nie wpadłem na herbatę. 😉

Po drodze spotkałem wielu biegających. Z jednym pobiegliśmy zwiedzać jeszcze bardzo ładny szlak biegowy w górę potoku. Dostaliśmy w kość, ale było warto.

Do jutra.

Fr. Jay

Salt Lake City, 10.07.2012,18:20 US Mountain Daylight Time

Z dziennika podróży: pakowanie

July 9, 2012 6:35 am

Skończył się intensywny weekend: Kurs dla narzeczonych i Program Ja+Ty=My. Piękny czas, dzielony pomiędzy dwie grupy, spowiedzi, indywidualne spotkania z uczestnikami i modlitwę.

Teraz czas na pakowanie. Limity linii lotniczych, systematycznie obniżających ilość kilogramów, które można zabrać, powodują, że każdą rzecz trzeba obejrzeć kilka razy z pytaniem, czy to aby jest rzeczywiście niezbędne?

Zawsze zabierałem troszkę więcej, bo jak wiadomo, „kto swoje nosi, ten się nie prosi”, ale tym razem idę na radykalizm. Chcę się zapakować w plecak. Wyprawa na miesiąc. Sporo przesiadek, mnóstwo miejsc, które trzeba będzie odwiedzić, częste zmiany miejsc pobytu, różne warunki. Różne środki transportu. Od samolotów przez pociągi, autobusy i samochody, po piesze wycieczki w górskie trasy. Trudno sobie wyobrazić podróżowanie z dużą walizką na kółkach. Do dyspozycji mam 52 litry plecaka “Prophet” (North Face), gdzie oprócz rzeczy osobistych, muszą się zmieścić buty na wyprawy w góry, alba i przenośny zestaw, który moi znajomi nazywają „mały ksiądz”, czyli wszystko, co jest potrzebne do odprawienia Mszy św.

Za niecałe 4 godziny Msza św. w Domu i wyjazd na lotnisko. Pierwszy odcinek to lot do Monachium, przesiadka na samolot do Waszyngtonu, trzy godziny później lot do Salt Lake City, gdzie spędzę trochę czasu. Tam spotkanie rady FertilityCare Centers International, a potem bardzo ważne sympozjum American Academy of FertilityCare Professionals. BARDZO intensywny czas. Ale też i niezwykle owocny. Przyjadą na to spotkanie ludzie, którzy całe swoje życie poświęcili pomocy małżonkom, którzy doświadczyli cierpienia niepłodności. Oni wiedzą, że bez modlitwy, bez Eucharystii, bez osobistej więzi z „Ojcem, od którego pochodzi wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi,” nie ma prawdziwej pomocy. Mam im towarzyszyć modlitwą, posługą spowiednika i sprawowaniem Mszy św. Czy może być większa radość dla kapłana z Instytutu Świętej Rodziny?

Słucham jeszcze raz wytycznych Słowa Bożego: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski!” (Mt 10, 10). OK. Nie biorę torby, tylko plecak. Nie bierzcie dwóch sukien – zgadza się, mam tylko jedną sutannę, w której podróżuję, laska – na szczęście i tak nie zmieściłaby się (zresztą nie mam żadnej, a kije do Nordic Walking nie zmieszczą się do plecaka). Gorzej z sandałami. Jadę w butach, bo nie mam przyzwoitych sandałów, ale ostatecznie do plecaka zapakowałem wyprawowe sandały, bo w górach mogą się przydać. Małe odstępstwo.

Już nie mogę się doczekać, kiedy ruszę w drogę. Mój Przełożony przed wyjazdem dał mi błogosławieństwo. I to jest najważniejsze wyposażenie. Jak tylko dolecę odezwę się. Do szybkiego. Zostańcie z Bogiem.

Wasz

X Jarosław

Łomianki, 9.07.2012, 2:16