Pierwszy raz zetknąłem się z nabożeństwem do Miłosierdzia Bożego na pielgrzymce hippisów do Częstochowy w 1982 roku (dziś to się nazywa Piesza Pielgrzymka Młodzieży Różnych Dróg), prowadzonej przez charyzmatycznego duszpasterza ks. Andrzeja Szpaka. Od czasu, kiedy władze zabroniły chodzić z Pieszą Pielgrzymką z Warszawy, rusza z różnych miejsc. Ale wtedy poszliśmy po raz ostatni ze stolicy, choć dzień później po Pielgrzymce Warszawskiej. W czasie tej pielgrzymki szło nas wtedy około 300 osób. Jedna z grupek skupiona była przy obrazie Bożego Miłosierdzia niesionego na wzór sztandaru – naklejony obraz na zwykłej płycie pilśniowej i przymocowany do długiego drzewca. A kiedy stawaliśmy na odpoczynek, pielgrzymi z tej grupki zawsze się skupiali przy „swoim” obrazie i klęcząc odmawiali jakąś modlitwę. Ta grupa jakoś się wyróżniała spośród innych.
Potem miałem okazję kilka z tych osób poznać bliżej: byli narkomani, alkoholicy, pogubieni bardzo w życiu ludzie i świadczący mocno o tym, że gdyby nie Miłosierdzie Boże, już by ich nie było. Nie byli głośni, nie opowiadali o tym nabożeństwie, ale widać było po nich, jak do niego przylgnęli, jak było dla nich ważne. I może to najbardziej do mnie przemówiło. Byłem wtedy bardzo wierny różańcowi świętemu, który już wtedy od dwóch lat odmawiałem codziennie cały, więc idea odmawiania koronki do Miłosierdzia Bożego na różańcu była dla mnie prosta. Ale samo nabożeństwo wtedy jeszcze nie. Został na kilka lat w świadomości obraz wiary tych ludzi i ich wierność oraz duma z niesienia ich „sztandaru”. Ale dzięki nim pojechałem wtedy zaraz po pielgrzymce do Krakowa, do Łagiewnik, żeby osobiście pomodlić się przed obrazem. Wracałem już potem wiele razy do tego Sanktuarium.
Drugą osobą był śp. Nasz Założyciel, ks. Abp K. Majdański, którego także zapamiętałem między innymi z jego niezwykłej wierności do tego nabożeństwa. Sam był także zaangażowany w proces kanonizacyjny św. Faustyny. I dał temu świadectwo (a ja miałem wtedy niezwykłą szansę być obecnym w czasie tej Mszy św. już jako diakon asystujący przy Mszy św.) w kaplicy w Łagiewnikach.
Dziś jestem zdecydowanie bliżej koronki do Miłosierdzia Bożego, niż to było na początku. Nie wiem, czy to przychodzi z wiekiem, czy to też owoc działania łaski Bożej, ale moje serce woła coraz żywiej o Boże Miłosierdzie. A bardzo w tym pomogła Matka Boża (i szczególnie wiele wniosła w to moje nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego Matka Boża z Guadalupe). Ona to Serce zna najlepiej i wie, jakie zdroje łaski z Niego płyną.
Tytułowe słowa wypowiedział w Łagiewnikach św. Jan Paweł II, dzięki któremu obchodzimy w całym Kościele święto Bożego Miłosierdzia celebrowane w tzw. Niedzielę Białą, w oktawie Wielkanocy. Objawienia św. siostry Faustyny stały się skarbem całego Kościoła. Doświadczamy Bożego miłosierdzia na każdym kroku, choć jest bardzo dyskretne i delikatne, jak Boża miłość do nas. Objawiło się w naszym poczęciu, potem poprzez narodziny, Chrzest św. i wszystkie sakramenty, z Sakramentem Pojednania aż do Eucharystii na czele. Jesteśmy kochani przez Pana Boga bezwarunkowo, a nie za coś.
Dzisiaj mamy okazję tego jeszcze raz w naszym życiu doświadczyć. Pan Jezus obiecał św. Faustynie: “Pragnę, aby święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski” (Dz. 699).
Mamy za co dziękować każdego dnia, mamy też każdego dnia okazję do tego, żeby praktykować nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego przez czyny, słowa i modlitwę.
A jeśli jeszcze nie jest to nabożeństwo „naszym”, to się nim pewnie kiedyś stanie, bo przecież Miłosierdzie Boże nie jest niczym innym, jak tylko wołaniem Bożej Miłości, żebyśmy powierzyli Jej samych siebie; byśmy naszej mocy nie szukali po stronie swoich uczynków, tylko Bożej łaski; byśmy naszych słabości nie przeżywali jako swoich porażek, tylko powierzali je od razu Bożemu Miłosierdziu. On chce nas nieustannie obdarowywać swoją łaską, a czyni to nie dlatego, że na nią zasłużyliśmy, tylko dlatego, że Jemu zaufaliśmy, że swoją nadzieję pokładamy w Nim. Dzisiejsze święto jest swoistą eksplozją Bożej Miłości wylewającą się na każdego z nas. Bóg chce nas dziś najszczególniej obdarować. I dziś możemy wyprosić nieskończenie wiele dla naszych bliskich – dla tych, których nosimy w sercu.
Mówmy wszystkim, że On jest Miłością. Nie ma ważniejszej wiadomości dnia. To polecił św. Faustynie Pan Jezus: „Powiedz, że jestem Miłością.” Więc mówię Wam i sobie: On jest Miłością!
Jezu, ufam Tobie!
Jezu, ufam Tobie!
Jezu, ufam Tobie!
Z modlitwą serdeczną za Was w to święto
Ks. Jarosław