czas dla siebie

June 20, 2016 5:00 am

Przez najbliższe dwa tygodnie zatrzymamy się na Przystani nad “czasem dla nas”. Jako swego rodzaju intro, chciałabym jeszcze przez chwilę zastanowić się nad czasem dla siebie samej / siebie samego, który sprawi, że będziemy na tyle “u siebie”, żeby być w stanie przyjąć tam drugiego.

Cały człowiek to ciało, dusza, emocje i intelekt (pisaliśmy o tym dużo w książce). Kiedy myślę nad swoimi czterema ćwiartkami i obszarami największych zaniedbań – szukam dobrych kroków, dobrych rozwiązań, żeby dowartościować sfery zaniedbane przez ilość zadań czekających realizacji w pracy i w domu. I przychodzi mi do głowy jedna tylko rzecz: doba ma 24 godziny. Tylko to jedno zdanie.

Jeśli dla ciała wykroimy z tych 24 godzin stosowną ilość snu i pół godziny (godzinę?) na spacer (bieg? rower? basen?), to na pozostałe dziedziny także zostanie ileś. Nie mniej, nie więcej. Ileś na rozmowę z Bogiem, ileś na bycie z mężem, dziećmi, budowanie z nimi więzi. I dopiero resztę czasu trzeba by ładować w krzątaninę po domu (ta nigdy się nie kończy, to studnia bez dnia, która pożre wszystko inne, czego nie ochronimy). I podobnie na pracę, jeśli mamy jakiś wpływ na ilość godzin, które mamy jej (twórczo) oddać.

Wystarczy więc inżynierię planowania czasu zacząć od końca – od tego, co ważne i kluczowe dla naszego funkcjonowania jako zdrowego człowieka, żony/męża, mamy/taty. Wówczas pozostałe pilne sprawy zastaną w nas przytomnego, gotowego im podołać człowieka – oraz realistę, jeśli chodzi o zapełnianie kalendarza planami.

m