Pobożność Kolumbijczyków

February 26, 2017 9:18 am

…ciągle na nowo mnie zdumiewa. Gdziekolwiek się pojawia ksiądz, ludzie proszą o błogosławieństwo. Nieważne czy to w malutkiej restauracji, gdzie wstąpiliśmy na kawę, czy na lotnisku, czy na ulicy; po prostu proszą, by ich pobłogosławić. Podchodzi mąż z żoną i teściową, udający się w drogę samolotem; proszą kucharze, którzy widzieli nas wchodzących do restauracji czy pasażer czekający na ten sam samolot.

I co dziwne, proszą często mężczyźni. Przepiękny gest szacunku wobec kapłaństwa, wyrażony w prośbie o to, co tak bardzo kapłańskie – o błogosławieństwo.

Dziś kończymy Program 2 w Bogocie. Proszę więc serdecznie o wsparcie modlitewne.

Z pamięcią o Was i błogosławieństwem

ks. Jarosław Szymczak

Thank you, Driver

July 25, 2016 5:00 am

Rodzina Ani i Armina, naszych IT oraz opiekunów Programów w Szkocji, powiększyła się o Amelkę, która dołączyła do swojego rodzeństwa – Adasia i Agatki. Rodzina się powiększyła, co oznacza, że wszystko inne się zmniejszyło—w tym samochód. Ale dzięki temu, że nie zmieściliśmy się do auta razem z Mateuszem Budnikiem (który przyjechał kręcić materiał promocyjny o Programach), udało się poznać system komunikacyjny Glasgow i Szkocji.

Ten ostatni przywitał nas strajkiem kolei, którą mieliśmy podróżować. Na szczęście Szkoci są do tych strajków przyzwyczajeni i już czekały na nas podstawione autobusy, które na ten czas zamieniły się w pociągi, zatrzymujące się nie na przystankach autobusowych, ale na stacjach dworcowych.

Tym, co mnie uderzyło, była pierwsza jazda autobusem po Glasgow (przy czym kierowca okazał się Polakiem!!!) i obserwacja, że każdy wysiadający (a jechaliśmy przeszło 30 minut) żegnał się na przystanku mówiąc: „Thank you, driver!” Muszę przyznać, że było to zaskakujące i bardzo miłe. Zwykle dziękujemy za coś bardziej osobistego – ktoś coś zrobił dla mnie, ale przecież tu także coś takiego występuje, choć „usługa” jest świadczona zdecydowanie dla większego grona. Nie omieszkałem od razu tego zastosować, kiedy wysiadaliśmy na stacji w Dalmally, żeby dostać się do Craig Lodge. Choć właściwie to poszedłem jeszcze dalej – lubię uczyć się dobrych strategii i od razu je rozwijać 🙂 – bo kiedy zatrzymaliśmy się na 10-minutowy postój w drodze, to poczęstowałem jeszcze kawą kierowcę. Przyjął ją z dużą wdzięcznością, bo pogoda bardzo o nią wołała. Ale pogoda w Szkocji to zupełnie osobny temat. 🙂

Z życzeniem dobrych podróży dla wszystkich, którzy ciągle w drodze

xj

 

jaki to most?

May 4, 2016 5:00 am

Pewnego pięknego poranka podczas tegorocznej majówki, gdy byliśmy pod małą presją czasu, a pomimo tego jednodniowego urlopu trzeba było kilka istotnych spraw służbowych załatwić, bo z perspektywy kajaka na rzece, co prawda mało rwącej, trudno by było ogarnąć, cały sprzęt komputerowy i komórkowy odmówił sprawnej współpracy. Irytacja oczywiście wzrosła do poziomu uznanego za stan krytyczny i zaczęła się objawiać w podniesionym głosie i krytyce dzieci, które miały odrębny i całkowicie niespójny z moją wizją pomysł spędzenia tych kilku chwil przed odjazdem na miejsce zbiórki.

I przypomniała mi się wówczas jedna scena z filmu Spielberga „Most szpiegów”, gdy główny bohater Donovan – prawnik, który ma bronić radzieckiego szpiega Rudolfa Abla, dopytuje go, dlaczego on się w ogóle nie denerwuje, a ten ze spokojem odpowiada: „A czy to coś zmieni?”

W jego sytuacji rzeczywiście nic by to nie zmieniło.

Ale zdanie to zadźwięczało mi w uszach jak potężny dzwon. Co ta moja irytacja właściwie zmieni? Sytuacji, w której się znalazłam, nie poprawi, a może jedynie okazać się, że nie będzie tym właściwym mostem do spotkania z rodziną albo okaże się, że na moście postawione zostaną zasieki i trudno będzie się za chwilę spotkać z tymi, na których mi należy.

🙂

Na koniec dodam, że mieliśmy naprawdę udany dzień z przygodami na wodzie pod mostami.

Dorota

Kolumbijskie podróżowanie

May 1, 2016 11:44 am

Docieram do Bogoty po długiej podróży z Omaha (blisko 10 godzin oczekiwania na przesiadkę w Dallas). Kolumbia to już Ameryka Południowa, ze swoim specyficznym stylem życia. Stolica Kolumbii, Bogota jest najwyżej położonym miastem w Andach (wysokość 2 640 mnpm) i ma jednocześnie blisko dziewięciomilionową społeczność. Podróżowanie po tym mieście to mieszanina cierpliwości, elastyczności i koncentracji. Cierpliwości, bo nie da się przejechać przez miasto płynnie. Gdzieś zawsze się stanie na trochę dłużej lub krócej. Elastyczności, bo trzeba szybko podejmować decyzję, czy nie zmienić trasy i uciec przed korkiem, który już się formuje (w Bogocie króluję nawigacja Waze). Koncentracji, bo nie tylko jest mnóstwo samochodów, rowerów, skuterów i motocykli, ale jeszcze na dodatek w nawierzchni jest tyle dziur, że nigdy się nie wie, czy nie trzeba będzie szybko skręcać i czy samochód obok ciebie też nie wykona tego manewru. Ale to dobrze, bo dzięki temu można praktykować łagodność w reagowaniu na rozmaite przeszkody w podróży i zamiast się denerwować – cieszyć się. W końcu na piechotę byłoby znacznie dłużej. 🙂

Miasto jest tak zatłoczone, że wprowadzono ograniczenia w podróżowaniu. W zależności od dnia parzystego bądź nieparzystego samochodowe tablice rejestracyjne pozwalają podróżować przez cały dzień lub tylko w określone godziny (poza szczytem rano i po południu). Można się więc umawiać tylko w takich godzinach, które pozwalają wszystkim dotrzeć. I trzeba tak to spotkanie zaplanować, żeby nie wypadło na godziny ograniczeń. Może też i dlatego jest taka tolerancja na spóźnianie się, bo stanie w korku jest tu czymś normalnym.

Dziś szkolenie par trenerskich. Zgłosiło się ich aż 9. Nie wszyscy będą mogli przećwiczyć warsztaty, ale wszyscy chcą się uczyć. Jedna para przyjechała z bardzo daleka (nawet jak na standardy kolumbijskie, bo aż 8 godzin jazdy samochodem). Program tak im pomógł poukładać swoje życie małżeńskie i rodzinne, że chcą się zaangażować i pomagać innym. Wczoraj spotkaliśmy się tylko w 6 par, ale bardziej rodzinnie, bo wszyscy przyjechali z dziećmi. Jak dobrze było razem usiąść i powspominać ostatni Program, choć ja trochę więcej siedziałem w konfesjonale niż przy stole.

Polecamy się Waszej pamięci i modlitwie. To pierwsze takie szkolenie w Ameryce Południowej.

I trochę zdjęć 🙂

Padre J.

Ps. Tu jest pora deszczowa. Trzy miesiące pada, trzy świeci słońce, znowu trzy miesiące pada, i trzy świeci słońce. Jakoś tak trafiło, że tu prawie ciągle pada. Choć ranki bywają ładne i słoneczne. Ale od południa już się robi pochmurnie i deszczowo.

IMG_8327

IMG_8328

IMG_8350

IMG_8353

IMG_8373

IMG_8374

IMG_8361

Kawa

April 27, 2016 5:00 am

Ameryka nie żyje bez kawy. Kawa jest wszędzie. W każdym biurze, w każdym banku, w poczekalni. W każdym barze nalewana do kubka prawie od wejścia (ale po wyjaśnieniu, czy normalna czy bezkofeinowa) i potem nieustannie uzupełniana, bez limitu i bez płacenia, jako naturalny dodatek do posiłku (w dobrych restauracjach już nie oczywiście). Podobnie jak woda, która jest serwowana od początku i bez pytania, wszędzie (także w dobrych restauracjach).

Jadąc samochodem do Instytutu Papieża Pawła VI, ciągle mijam miejsca, gdzie można zajechać po kawę (można też i “na kawę”, ale generalnie nie ma na to czasu, więc większość zajeżdża tylko po kawę), „zatankować” i zapłacić przez okno. Scooter’s, Green Beans Coffee, Crane  Coffee czy Starbucks to tylko najbardziej znane. Wierzcie mi, tych miejsc jest dużo, dużo więcej.

Można tam czasem trafić na informacje takie, jak ta poniżej. Generalnie jest prosta: jak jesteś w sytuacji, że nie możesz się poruszać bez opieki psa-przewodnika, to możesz z nim wejść, nie ma problemu, ale jeśli nie jesteś w takiej sytuacji, to czworonóg musi pozostać na zewnątrz. Ale sposób przekazania tej wiadomości jest już zupełnie niezwykły.

Kiedy komunikujemy innym coś ważnego (lub nie-całkiem-ważnego), warto zdać sobie pytanie, z czym chcę tę osobę zostawić. Można z wiadomością, ale można też zostawić jeszcze z uśmiechem. Wartość dodana. Jak dobra kawa, ale wypita w dobrym towarzystwie.

Pets

Fr. Jay

 

Teamwork

April 24, 2016 11:27 am

W Programie w Hastings uczestniczy 7 par. To mało jak na nasze możliwości, ale wystarczająco, żeby zmienić świat tych rodzin na piękniejszy. Blisko drugie tyle uczestniczy jako zaplecze Programu. Wiele z rodzin uczestników wcześniejszych edycji samodzielnie przygotowało posiłki. Jedna para zorganizowała śniadanie, druga lunch,  trzecia – przekąski na przerwę, zaś czwarta – uroczystą kolację przy świecach. Prawie każde ze “starych” małżeństw pojawiło się w komplecie, by spędzić z nami trochę czasu i wrócić do atmosfery ze swojego Programu.

Jak spokojnie prowadzi się Program, gdy jest jedna para opiekująca się całością, nowa para wprowadzana jako trenerzy pracuje pod opieką starszej pary, a Absolwenci wpadają na chwilę chociaż, żeby pobyć chwilę razem.

W Programie uczestniczy także Fr. John z diecezji Detroit w Michigan, który przyjechał razem z Ronaldem, absolwentem JA+TY=MY. Ronald i Margaret zachęcili ks. Johna, by przyjrzał się Programom jako potencjalnemu narzędziu pracy z parami. Nie udało się namówić żadnego księdza z Nebraski tym razem, ale cieszymy się tym, że jest przychylność księdza proboszcza i diecezjalnego Duszpasterza Rodzin.

W załączeniu mini fotorelacja.

Fr. Jay

Od kuchni 🙂

IMG_8113

IMG_8111

 

Warsztat

IMG_8109

 

Blair i Mark – trenerzy i opiekunowie Programów w Hastings

IMG_8106

Steve i Diane
IMG_8099

Bob i Carmen

IMG_8097

Ronald, Znajomy Ksiądz z Polski i Fr. John

IMG_8096

Wiktuałów ciąg dalszy

IMG_8090

IMG_8087

IMG_8085 (1)

Klasa nr 38 zakończyła Education Phase 2

April 17, 2016 10:28 am

Koniec EP2 zawsze wygląda tak samo: Msza św., uroczysta kolacja i ceremonia. To koniec bardzo długiego dnia, który zaczął się egzaminem, ale przecież także ogromnie intensywnego tygodnia, w którym nie było żadnego “luźniejszego” momentu – i  mimo że wszyscy padają ze zmęczenia, nikomu się nie spieszy, jest czas na radość. Wysiłek trzeba uczcić choćby najmniejszym świętowaniem.

Podczas uroczystości każdy zostaje potraktowany indywidualnie: dr Hilgers osobiście wręcza dyplom ukończenia Programu, niektórzy jeszcze proszą o zdjęcie z Doktorem i każdy jeszcze przyjmuje serdeczne gratulacje od całego grona wykładowców. I wszystko to pomnożone przez liczbę uczestników.

W tym roku na zakończenie odbył się jeszcze program artystyczny pt. „EP2 News”, który świetnie nawiązywał do samego szkolenia jak i zdobytej w tym  czasie wiedzy. A potem jeszcze w nieskończoność trwają pożegnania z wypowiadanym życzeniem, że się znowu spotkamy.

I mimo, że każdego roku tak samo się to kończy, to na ten moment zawsze czekam, bo jest to radość z uczestniczenia w czymś, co tak daleko zmienia ludzkie serca.

Przed uczestnikami teraz ogrom pracy własnej, który kiedyś zwieńczy wizyta superwizora (edukatora) w miejscu zamieszkania i pracy (tzw. on-site visit), a potem wielogodzinny egzamin końcowy, którego zdanie dopiero umożliwi otrzymanie certyfikacji.

 

Z pamięcią o Was

 

Ks. Jarosław

 

IMG_8034

IMG_8033

IMG_8031

 

EP22016

EP2 2016 2

Education Phase 2 w Omaha 9-16 kwietnia

April 10, 2016 10:48 am

Tym razem w nowej lokalizacji. Opuściliśmy gościnny Comfort Inn, który już nie był w stanie nas pomieścić i znaleźliśmy miejsce w Sheraton Omaha Hotel. Na tę część kursu przybyło 86 studentów z 15 krajów i 23 stanów USA. Tym razem jest duża grupa uczestników z Nigerii, dla których EP 1 (pierwsza część szkolenia) poprowadziła ich własna nauczycielka/edukatorka, wykształcona w… Łomiankach.

Dziś i jutro pracują lekarze. Jutro wieczorem dojadą uczestnicy uczący się na instruktorów Modelu Creightona.

Na wszystkich przerwach witamy się radośnie, bo grupa już się zna i ciekawa jest wieści o czasie, który minął. Pojawiły się też dzieci, które ostatnio były jeszcze ukryte pod sercem mam. Teraz przyjechały z rodzicami i spędzą ten czas pod opieką taty.

Druga część kursu jest równie intensywna (o ile nie bardziej) co pierwsza, więc potrzeba dużo modlitwy za uczestników, o co ośmielam się prosić.

Z serdeczną pamięcią

Fr. Jay

IMG_7975

IMG_7978

IMG_7980

IMG_7981

 

 

 

Education Phase 1 in Omaha

October 26, 2015 10:11 am

To już 38. “klasa”, która zgromadziła się w Omaha, żeby przeżyć bardzo intensywne 8 dni na szkoleniu organizowanym przez Instytut Papieża Pawła VI dla lekarzy NaProTechnologii i instruktorów Modelu Creigtona. Podobnie jak w poprzednich latach zgromadziło ono przedstawicieli z kilkunastu krajów (od Korei południowej, przez Polskę, aż po Argentynę) i wielu, wielu stanów USA. Choć językiem podstawowym jest angielski, każdy szuka okazji, żeby odezwać się od czasu do czasu w swoim własnym. Jedyną okazją są posiłki, więc czasem można usłyszeć hiszpański (trochę częściej) i polski (jest z nami dr Lech Wojewodzic, wspierający swoimi kompetencjami Centrum Troski o Płodność przy Fundacji Evangelium Vitae we Wrocławiu). Choć tych okazji zbyt wiele naprawdę nie ma. Program jest naprawdę bardzo intensywny, przerwy krótkie i tylko lunch daje możliwość, żeby chwilkę porozmawiać ze sobą. Na ogół po to, by powymieniać się informacjami, gdzie kto pracuje i jak się dowiedział o NaProTechnologii i Modelu Creightona. I tak większość rozmów przy stolikach jest związana z tematyką szkolenia i konwersacja szybko schodzi na zagadnienia poruszane i co każdy znalazł dla siebie.

Na początku sporo zajęć jest albo dla całości, albo w dużych grupach. Dopiero od środy zaczną się spotkania w mniejszych grupach i dużo, dużo ćwiczeń. Wtedy nawet posiłki stają się okazją do dalszej pracy poszczególnych grup.

Powoli zjeżdżają się pozostali Wykładowcy. To stałe grono, z którym spotykam się już od wielu lat, więc przywitania są wyjątkowo serdeczne – jak z rodziną, za którą się tęskni i wraca do rozmów przerwanych pół roku temu. Ponieważ prawie wszyscy byli w Łomiankach, więc wiele pytań dotyczy też tego, co u nas i co słychać u ich „starych” studentów.

Przysiadając się do różnych stolików wiele razy słyszę od naszych nowych uczestników o ich polskich korzeniach. To pozwala sobie wyobrazić, od jak dawna Polacy są w tym kraju i choć język się już gdzieś po drodze zapodział przez tych kilka pokoleń, jednak wspomnienie i duma z przynależności do naszego narodu pozostała.

Jak zawsze proszę o wsparcie modlitwą wszystkich studentów i wykładowców. Ten czas jest zawsze ogromnie owocny, nie tylko przez przyswajaną wiedzę, ale i przez wielki duchowy wzrost. Wielu stwierdza po EP, że to był nie tylko czas nauki, ale też rekolekcji.

Z pamięcią o Was wszystkich

Fr. Jay

I kilka zdjęć z EP i z naszej podróży z dr.Wojewodzicem. Jak widać środki lokomocji rozmaite. 🙂

IMG_7162

IMG_7157

IMG_7152

Szkocka Polonia

August 11, 2015 5:00 am

Dowiedziałem się w czasie tego pobytu w Szkocji, że Polacy rodzą najwięcej dzieci w UK. Więcej niż Pakistańczycy, którzy byli do tej pory w czołówce. Liczącą się grupę Polaków mają nawet tak małe miejscowości, jak Oban (które odwiedziliśmy w czasie Programu w Craig Lodge), mające około 8 tysięcy mieszkańców i port, z którego można dostać się na wszystkie szkockie wyspy, a które odwiedza rocznie milion turystów. W katolickiej szkole podstawowej jedną trzecią dzieci stanowią Polacy. Nauczyciele muszą się uczyć języka polskiego, żeby móc się komunikować ze swoimi uczniami.

Z jednej strony to niezwykłe, że wystarczy trochę poprawić warunki materialne, żeby Polacy byli bardziej otwarci na życie, a z drugie strony to takie smutne, że łatwiej nam za granicą niż w Ojczyźnie.

Diecezja Oban, położona w West Higlands, obejmuje wszystkie wyspy. Jest więc terytorialnie bardzo trudna. Może też i dlatego czekają na biskupa już dwa lata. A na poprzednika, który został przeniesiony do innej diecezji, czekali aż trzy. Księża tu przez kilka lat są bez urlopów, bo nie ma ich kto zastąpić. Dzieli nas tylko 3 godziny lotu, a tak różne światy.

Z pamięcią o Was

Ks. Jarosław

IMG_6205

IMG_6213

 IMG_6201

IMG_6191

IMG_6200

IMG_6194