Ile to kosztuje zachodu. Zamiana gigantycznego chwastowiska wokół domu na trawnik. Pierwsze jego kilka metrów kwadratowych to godziny kopania, wyciągania ogromnych chwastów i ich korzeni, kamieni, pobudowlanych śmieci. Potem ponowne kopanie, rozbijanie gliny tak twardej, że można na niej złamać łopatę. Nastepnie grabienie, rozbijanie grud, wyciąganie kolejnych kamieni, którym nie ma końca. Wywożenie tego wszystkiego taczką. Dopiero potem trawę można wsiać, przegrabić, rozwalcować i obficie przez kolejne dni podlewać.
Po dwóch tygodniach zaczęła wschodzić. Teraz ma już na tym maleńkim zagospodarowanym placku przed domem ze 4 centymetry. Ale szybciej niż trawa zaczął wschodzić oset. Obrzydliwy jest to chwast, który rozrasta się od korzeni. Na trawnik jednak nie można wejść, by go wyrwać, ponieważ młode i nieukorzenione dobrze źdźbła się połamią.
Oglądając ten trawnik oczywiście przypominam sobie zdumiewającą przypowieść o chwaście – jak Jezus opowiadał uczniom, że się go nie wyrywa z pszenicy, by nie zniszczyć plonu – “pozwólcie raczej razem rosnąć im aż do żniw”. Widzę to gołym okiem. Gołym okiem też widzę, jak już to, co wiem o życiu, o relacjach, o wychowaniu dzieci o kilometry ciągle wyprzedza zapisane w emocjach koleiny. Na słowa i gesty, jakie tylko chciałabym widzieć w naszym domu, nakładają się nieustannie chwasty zachowań, które łatwo nawet przyporządkować do odpowiedniej gałęzi na drzewku map myślowych Programu 1, 2, 3 i niedługo już nawet 4.
Zdumiewam się nadal i myślę, że skoro On pozwala na istnienie obu i chwast nie zagłusza nadziei, trzeba pozwolić jej obok chwastu rosnąć. Pokornie bardzo, ale ciągle optymistycznie ku słońcu, które ją otula i wzywa w górę. Bez rozpaczy, za to z wielką cierpliwością, dzieląc Jego wiarę w nas i Jego moc zachowania w nas najlepszego plonu.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak