A jak Mexico, to musi być spontanicznie, na ostatnią chwilę, trochę na wariata; z rozmachem w jednym, z planem minimum w drugim. Trzeba się totalnie przestawić. Nie jest ani lepiej, ani gorzej – jest inaczej. To chyba największe wyzwanie w czasie Programów w Meksyku.
Msza św na rozpoczęcie Programu miała być o godzinie dziewiątej rano. Byłem oczywiście sporo przed i przez 10 minut próbowałem znaleźć jakąkolwiek osobę, która otworzyłaby zakrystię w dolnym kościele. Nie udało mi się tam nawet znaleźć włącznika do światła. O godzinie 9.05 podjąłem decyzję, że zabieramy obrus ze stolika pod chórem oraz uczestników Programu, którzy przyszli na Mszę św., i idziemy do sali, gdzie będzie Program, bo na szczęście miałem ze sobą zestaw, nazywany przez przyjaciół „mały ksiądz“. W nim mieści się wszystko, co jest potrzebne do odprawienia Eucharystii. Mimo opóźnienia została ona odprawiona po hiszpańsku, homilia – wygłoszona po angielsku (tłumaczona na hiszpański, bo nie wszyscy władają angielskim; w czasie programu od drugiej już edycji mamy zawsze tłumacza – jest nim jeden z trenerów – i system obsługujący tłumaczenie). Byliśmy gotowi do rozpoczęcia Programu. Czy denerwowanie się by coś pomogło? Nie sądzę. Czy jestem tym zachwycony? Nie. Ale tak to tu wygląda. Nie ma w tym żadnej złej woli.
Grudzień w Meksyku to pora sucha (od końca października/listopada do końca kwietnia; potem pora deszczowa przez pół roku), więc jest słonecznie i przyjemnie ciepło. Wieczorem robi się chłodniej. W nocy temperatura spada do 10 stopni. Godzina małżeńska może się więc odbywać w przyparafialnym ogrodzie.Jesteśmy w tej samej parafii, w której zaczynały się nasze Programy. Jedyna zmiana to nazwa parafii, bo otrzymała nowy tytuł. Teraz jest to parafia św. Jana Pawła II i św. Tomasza More. Widać Patron rodzin zaprosił nas do siebie, żebyśmy się więcej nie tułali. Ks. Proboszcz, Padre Louis, bardzo się ucieszył naszym powrotem. Powiedział, że mamy tu miejsce na Programy zawsze i zawsze jest miejsce dla księdza z Polski, bo to jest parafia św. Jana Pawła II.
Dzisiaj także do „naszej“ parafii, na Mszę św. na zakończenie Programu i odnowienie przyrzeczeń małżeńskich przybędzie obraz Matki Bożej Częstochowskiej, który w swojej kopii wędruje od oceanu do oceanu. Dziś ma dotrzeć do miasta Meksyk i do naszej parafii, która na czas Jej pobytu będzie Jej domem. Ksiądz proboszcz jest z tego bardzo dumny – a ja już o sobie nie wspomnę, bo to drugi już raz na trasie mojej posługi małżeństwom jestem przez Matkę Bożą odwiedzany.
Program idzie swoim meksykańskim rytmem. Jesteśmy już dwie godziny poza rozkładem, ale nikt nie popędza, nikt nie ma o to pretensji. Nasi kucharze, którzy przyjechali na czas z posiłkiem, spokojnie sobie rozmawiają, ponieważ jest przesunięcie czasowe.
Jak zawsze w czasie Programu dzieje się wiele: prostują się ścieżki, rośnie ciepło w małżeńskich odniesieniach, jest zaduma, ukradkowe łzy i śmiech. A najważniejsze, że choć nasz Program jest tak daleko, modlitwa tak wielu spośród Was sprawia, że te cuda się tu dzieją.
Z wdzięcznością
Ks. Jarosław
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak