“Kogo budzi we mnie budzik?” – pytanie, które wraca na każdym Programie. Przepraszam Czytelników, że ja o budziku w niedzielę, ale od przeszło dziewięciu miesięcy budzik w naszym domu ma znowu postać w pełni osobową – to Paweł. Jest to tego typu budzik, który nie tylko nie zna opcji “drzemka”, ale i wymaga natychmiastowego przejścia do akcji i pełni przytomności. I nie da się z nim negocjować: “Pawle, najpierw Słowo-z-dnia”, albo “najpierw kawa”, czy też najpierw w ogóle cokolwiek, co nie dotyczy jego osoby.
Czy skoro chwila skupienia na modlitwie stała się luksusem, może jej braknąć? Tyle się przecież w niej decyduje. Przypomnienie sobie nie tylko, kim jestem (ukochanym dzieckiem Bożym, żoną, mamą – a przecież są jeszcze i inne odsłony w relacji do innych osób), ale i kim chciałabym być – jaką paletę zachowań zanieść najbliższym (co z tego wyjdzie – to druga sprawa, ale żaden bieg planowany na 3. miejsce nie kończy się choćby w rejonie podium 😉 ). Ale też poza wszystkim, modlitwa to szansa na potwierdzenie, że jestem w kontakcie. On, Jezus, zawsze ma czas i zawsze jest przy mnie. Nie uda mi się doświadczyć tej bliskości bez tego, co wzrokowiec nazwałby spojrzeniem sobie nawzajem w oczy, słuchowiec – posłuchaniem, co mówi do mnie dzisiaj, a co kinestetyk określiłby dotknięciem Jego miłością.
To “w kontakcie” – potrzebne tak bardzo każdej relacji: małżonkom, rodzicom i ich dzieciom, przyjaciołom – uzbraja w wewnętrzny pokój na wszystko, co dzień przyniesie. Instyktownie tego kontaktu szukamy. Tak jak Pawełek, gdy po godzinie zabawy z Tatą czy rodzeństwem szuka mnie wzrokiem i pędzi co sił na czworakach, żeby złapać chwilę bliskości. Potem wraca do działania.
Dobrej, kontaktowej niedzieli
M
Categorised in: Małgorzata Rybak