Pierwszy raz w życiu uczestniczyłem w biegu ulicznym, w którym uczestniczyło 20.000 uczestników. Mój największy do tej pory to był bieg w którym uczestniczyło 12.000. Doświadczenie niezwykłe. Najpierw trzeba dotrzeć na miejsce, co nie jest łatwe, bo ulice już pozamykane. Ostatni odcinek już pokonuję biegiem, żeby zdążyć na start. A tu jeszcze trzeba się dostać na do wąskiej przestrzeni wydzielonej ustawionymi barierkami, które pozwalają opanować ten ogrom biegaczy. Po iluś tam metrach, gdy końca nie widać, decyzja – przeciskam się między szczeblami i dołączam do startujących.
Widok niesamowity. Wszyscy w czerwonych koszulkach. Jeden długi korowód. Słyszymy przez głośniki start. Punktualnie o 7.00 ruszyli pierwsi zawodnicy. Na nas przyszedł czas 18 minut później. Trasa tak była ułożona, że kilka razy widzieliśmy się w czasie biegu, tzn. ja, gdy wbiegałem w jedną ulicę to widziałem zawodników, którzy ją opuszczali, ale też i to samo mnie się przydarzyło. Najszybszy zawodnik przebiegł trasę w 31:03, co prawdopodobnie było tuż po wyruszeniu w trasę ostatniego zawodnika.
Ukończyłem bieg w czasie netto 57:23, co dało mi 504. miejsce w mojej kategorii, 2 512. w generalnej męskiej i 3 624. w całkowitej. Jak się do tego jeszcze doda wysokość 2 240 m n.p.m. – to już się czuję zupełnie wyjątkowo.
Co jest wyjątkowego w tym biegu? To nie tylko ilość biegaczy. Najciekawszy jest pomysł – rywalizacja pomiędzy poszczególnymi dzielnicami Meksyku. Każdy zawodnik może startować, żeby zbierać punkty dla swojej dzielnicy. Wygrywają więc nie tylko indywidualni zawodnicy, ale też i dzielnice miasta. Stąd też wielu zawodników miało “zindywidualizowane” koszulki, gdzie można było zaznaczyć swoją dzielnicę i ile wcześniej przebiegniętych km chcę im przekazać. Ponieważ moja dzielnica (Łomianki Fabryczna) nie startowała w tym biegu, więc utożsamiłem się z tą, w której chwilowo mieszkam i podarowałem swój biegowy dorobek.
WE RUN jest inicjatywą Nike, i w tym roku obchodzi swoje pięciolecie. 26 miast, 350 000 uczestników i 3 000 000 km przebiegniętych. Dystans od 5 K do maratonu.
W Warszawie ten bieg odbył się 6.10. i wzięło w nim udział 15.000 zawodników. Też na 10 K. Zachęcam do zaglądania na ich stronę, żeby zobaczyć kiedy będzie kolejny bieg. I już powoli się do niego szykować. Przeżycie jest niezwykłe. A 10 K to jest dystans dla każdego do opanowania. I ważne jest w tego rodzaju biegach, że każdy może wygrać. Bo w biegu rzeczą najważniejszą jest bieg… ukończyć. Czas jest rzeczą wtórną. Miłą, gdy jesteśmy szybsi od siebie, ale niekonieczną. Jak mawia mój kolega, gdy nie pobił swojego rekordu: wyniku nie ma, ale wstydu też nie ma. A wręcz przeciwnie – zawalczyć ze swoją słabością, zmusić się do treningu, narzucić sobie reżim… to zawsze przynosi owoce. Nie tylko w bieganiu.
Z pamięcią o Was na wszystkich biegowych trasach
Padre J.
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak