Pewnie szliście gdzieś kiedykolwiek w wietrzną pogodę. Doprecyzuję: gdy bardzo silny wiatr wiał w plecy. Nie, nie taki wiatr, co to człowiek się cieszy, bo pomaga. Ale taki, co to zatrzymać się nie można, ledwo kontrolujemy ruchy i kierunek, a czasem nawet się robi trochę niebezpiecznie.
Ku czemu zmierzam. Otóż właśnie mija Wielki Post. Stoję u progu Wielkiego Tygodnia. Nie wiem, kiedy ten czas upłynął, naprawdę. Właśnie tak się czuję, jakbym pchany szalonym wichrem, nie mogąc się zatrzymać, nagle zauważył, że jestem gdzie jestem. Analizuję moje „przeżycie” Wielkiego Postu, powzięte postanowienia itp. To wszystko jest ważne, bardzo pomaga we właściwym przeżywaniu tego, co przed nami, lecz…
Wielki Tydzień nie jest wielki miarą przeżycia Wielkiego Postu, na pewno nie przydają mu znaczenia nasze postanowienia, choćby były naprawdę najwspanialsze i choćby udało się je zrealizować w 100%. Nie jest wielki , bo ceremonie piękne w kościele, bo może kolejki do konfesjonałów większe niż zwykle. Nie jest wielki, bo wspominamy pewne zdarzenia z życia Chrystusa. Jest wielki, bo Wielkie są te wydarzenia. I ważne jest, jak przeżywamy to „wspomnienie” męki i zmartwychwstania. I pomagają w tym rzeczy wcześniej przeze mnie opisane. Lecz najważniejsze wydaje mi się wyciszenie i otwarcie serca, oczu, uszu, całych nas na to, by On przemawiał.
I nadzieję mam, że będziemy razem przystawać i że się z spotkamy w wielu świętych miejscach, a już na pewno pod krzyżem oraz przy pustym grobie.
Michał
Categorised in: Michał