wychodne

June 23, 2016 5:00 am

Udało nam się z mężem zorganizować sobie wychodne wtorki. Jestem przeszczęśliwa, gdy mogą się odbywać co wtorek, ale bywa i tak, że czekamy na nie kilka tygodni. Zależy to przede wszystkim od dyspozycyjności pewnej młodej studentki, która w tym czasie do nas przychodzi i zajmuje się naszymi dziećmi.

Co ciekawe, dzieci również bardzo lubią nasze wychodne wtorki, bo wówczas mają swój czas razem z opiekunką, za którą przepadają. To ich czas, gdy eksperymentują w kuchni (niektórych ciasteczek nie da się ugryźć, a inne same rozpływają się w ustach), bo same wymyślają przepisy, albo szaleją i wygłupiają się, albo po prostu odrabiają lekcje. Albo bawią się w coś lub czymś, co im do głowy przyjdzie, albo się w ręce nawinie. Czasami zostawiają po sobie okropny bałagan, ale wówczas zupełnie mi on nie przeszkadza, bo wiem, że zabawa musiała być niesamowita i nieubłagany czas zmusił je do wcześniejszego zakończenia harców.

A w tym samym czasie… my albo się organizujemy, albo „bierzemy, co się na-winie”. I albo precyzyjnie zaplanowane mamy nasze spotkanie i nasz czas dla nas, albo spontanicznie coś organizujemy. Ale jest to czas, na który bardzo czekamy i zawsze jest potrzebny. Niezależnie od okoliczności, a wręcz dostosowany do okoliczności, bo albo można się wspólnie wyciszyć, albo odreagować. I po prostu ze sobą pobyć.

****
– Mamo, szykuj się, zaraz Liwia przyjdzie – mówi do mnie nasz najmłodszy syn.
– Nie, dzisiaj nie przyjdzie, jutro ma egzamin i musi się uczyć.
– A nie może na ten egzamin pójść pojutrze, przecież dzisiaj wtorek!

Jak widać, nie tylko ja przepadam za wychodnymi wtorkami. Bo gdy rodziców nie ma w domu…

Dorota

Tags: , , ,

Categorised in: Dorota