Wyprawy nad morze…

June 16, 2013 5:00 am

z rodzinami bywają… niebezpieczne. Zwłaszcza, że mogą człowiekowi nadać nową tożsamość, z którą trudno się żyje. W sensie, że zdecydowanie przerasta, a zobowiązanie dorastania do tożsamości wydaje się pozostawać.

A było to tak. Dwa dni temu wybraliśmy się nad morze z grupką rodzin. Ja niby osobno, ale w drodze trzymaliśmy się razem. Gdy dotarliśmy nad morzem część rodzin poszła w lewo, część w prawo, a ja sam, niezależnie.  Po jakimś czasie postanowiłem sprawdzić, jaka jest temperatura wody. Zauważyłem, że od brzegu w głąb morza sięgała wyjątkowo duża płycizna. Z jej prawej i lewej strony od razu zanurzało się w wodzie po kolana i wyżej, a tu przez wiele metrów szło się w głąb morza ciągle po kostki. Co z daleka wyglądało na dość ewangeliczny sposób poruszania się po morzu. I nie trzeba było długo czekać na reakcję. Jeden z przedszkolaków od razu to zauważył i skomentował: Mamo, patrz, Pan Bóg chodzi po wodzie. Okazało się, że w ich języku jestem dla nich „Pan Bóg”.

Dziś przy kolacji jeden z chłopców powiedział do mamy, że dziś bawił się z Jezusem. Uff. Trochę mi ulżyło. Jeszcze kilka dni i może spadnę do swojej własnej tożsamości – ksiądz. Ale nawet i ona jest przecież taka zobowiązująca. Dać przykład dziecku, uczynić świat modlitwy bezpiecznym, bliskim, ciepłym, wzbudzić w nim pragnienie bycia częścią tego świata – jak bardzo jest to zobowiązujące.

To tak na przedłużeniu tego, o czym pisała wczoraj nasza M. Czy jesteś Mamą, czy Tatą, Żoną czy Mężem, czy Księdzem czy Siostrą – musisz dorastać do swego imienia. Życie innych od tego zależy. Życie na miarę godności osoby.

z Wisełki, z turnusu 1-szego

ks. Jarosław

Tags: , , ,

Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak