Ostatecznie wyszło tak, że zostaliśmy z Michałem w Chicago. Lecimy dopiero jutro (o ile nasz samolot odleci). Mieliśmy więc dzień na dojście do siebie po ostatnim dość aktywnym czasie i po dość długiej podróży. Zaopiekowali się nami Przyjaciele z Chicago – Janina i Janusz. Przyjechali po nas w nocy i przed czwartą nad ranem trafiliśmy do łóżek. Dzięki temu Michał mógł zobaczyć Chicago (z okien samochodu) i podziwiać prawdziwe drapacze chmur, także dlatego prawdziwe, że niektórych dachów nie dało się zobaczyć ze względu na deszcz i silne zachmurzenie. Ale byliśmy pod pomnikiem Kościuszki i Kopernika.
Był także czas na Mszę św w prawdziwej Chicagowskiej parafii (u ks. Tadeusza), gdzie wszystko jest po polsku, nawet plebania ma napisane, że jest plebanią, choć dla obcych jest tłumaczenie na angielski. Okazuje się bowiem, że w Chicago ciągle jest grupa osób, która nie rozumie po polsku. Mieliśmy więc bardzo elastyczne rozpoczęcie pobytu w Stanach, czyli już za granicą, ale jeszcze wszystko po polsku. Od jutra już na zdecydowanie głębszą wodę – wszystko po amerykańsku.
Dziękujemy za wszystkie wyrazy Waszego wsparcia. Dzięki temu dajemy radę i jest OK. 😉
Wasz zagraniczny korespondent
Fr. Jay
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak