Byli młodym małżeństwem. Mieli dobrze płatne prace. Dziecka nie planowali, choć bardziej pasowałoby: nie chcieli. Po czterech latach dziecko się jednak urodziło. Ojciec dopiero teraz zrozumiał, czym jest prawdziwe szczęście. Czuł się szczęśliwy. Niestety „szczęście” z jego rąk zabrali lekarze, ponieważ dziecko urodziło się poważnie chore. Została usunięta mu nerka. Dziecko wróciło do rodziców. Nie na długo jednak. Po roku okazało się, że jedyna już nerka w jego organizmie także zaczyna pracować nieprawidłowo. Rodzice zdecydowali się pojechać do Łagiewnik. Tam ojciec szczerze powiedział Bogu: „możesz go zabrać, masz do niego większe prawo; myśmy go nie chcieli … ale proszę, pozostaw go nam”. Dziecko żyje. Rośnie i rozwija się, a ojciec zrozumiał, że szczęścia nie można sobie zabezpieczyć. Nie można uważać, że jeśli się pojawiło, to już pozostanie na zawsze. Zrozumiał także, że Panem życia i śmierci jest Bóg i że są sytuacje, w których nie może zrobić NIC, poza zaufaniem Bogu. Podzielił się tym doświadczeniem z kapłanem na wizycie duszpasterskiej, a ten z kolei podzielił się tym ze mną. I tak zacząłem się zastanawiać, jak wygląda moja wdzięczność Bogu za to, czym mnie obdarza. Przecież staram się trwać w dziękczynieniu na co dzień. Ale czy naprawdę uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie własnymi siłami zagwarantować sobie aktualnego stanu? Jutro może być bardzo inne niż dziś. „Ufajmy opatrzności Bożej” – dopowiedział kapłan.
Michał
Categorised in: Michał