żona szczęśliwa

April 23, 2016 5:00 am

Nie wiem, dlaczego nam to natura podpowiada, i czy tylko niektóre z nas muszą walczyć z wewnętrzną “jędzą”, ale bywa, że podążamy kompletnie mylną ścieżką, gdy chcemy sygnalizować swoje kobiece potrzeby. Wygląda ona mniej więcej tak, że mąż zawsze usłyszy o tym, co zawalił, czego nie zdążył lub czego nie ma i nie było. W wersji ekstremalnej, nawet jeśli sprzątnął kuchnię, to śmiał wrzucić noże do łyżek i tego się nie wybacza. W wersji łagodniejszej – najmłodsze dziecko spędziło “tatowe” sobotnie przedpołudnie z przesyłką w pampersie i mama to właśnie zauważy (lub też “wyczuje” swoim lepszym węchem) po powrocie ze sprawunkami. Nie zauważy natomiast, że wszyscy przeżyli i są w świetnej formie, bo tata wiele dał z siebie w dziedzinie szaleństwa i zabawy.

Metodologia “na jędzę” ma finał odwrotny do pożądanego: za którymś głosem krytyki mąż po prostu ustawia przycisk odbioru na “off”. I co gorsza zyskuje szereg wewnętrznych przekonań typu: “jej nic nie zadowoli”, “nie warto się starać”, “ona zawsze musi być nieszczęśliwa”.

Pozostaje zatem podążyć drogą alternatywną: być szczęśliwą. Szczęśliwą, że jest się żoną swojego męża i otrzymuje się od niego tak wiele. Za tym więc szłoby komunikowanie swego szczęścia na wszelkie możliwe sposoby, a wdzięczność za każde dobro i staranie byłaby zapewne ogromnie doceniona. O ile mąż wyszedłby z szoku, że otrzymuje tak wiele uznania i nie zacząłby podejrzewać, czy żona nie ma czasem w zanadrzu wiadomości o skasowaniu nowego auta.

I tu głos małżeńskiego GPSa pyta: “Are you ready? Let’s GO!!!”

m

Tags:

Categorised in: Małgorzata Rybak